Nie mam zamiaru nikogo rozliczać ani szukać haków na poprzedników

Dla mnie liczy się profesjonalizm. To, czy ktoś jest pomarańczowy, fioletowy, pręgowany czy skrzydlaty, jest mi obojętne - mówi Andrzej Klesyk, prezes PZU

Publikacja: 21.12.2007 02:50

Nie mam zamiaru nikogo rozliczać ani szukać haków na poprzedników

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Rozpoczął pan zwolnienia. Jak głęboko ma sięgać czystka?

Andrzej Klesyk:

Nie powiedziałbym, że zwolnienia się rozpoczęły.

Według naszych informacji odwołania z pełnionych funkcji dostali już m.in. dyrektor Dorota Jakowlew, wiceszefowa kadr Grażyna Łagodzińska. Skąd tak szybkie decyzje, może to są dobrzy menedżerowie?

Zarząd odpowiada za spółkę swoim majątkiem, swoją reputacją. Musi więc mieć grupę ludzi, której w 100 procentach ufa, zarówno jeżeli chodzi o standardy etyczne, biznesowe, jak i doświadczenie. Moją pierwszą decyzją było zlikwidowanie stanowiska dyrektora zarządzającego ds. strategii personalnej. To ja, prezes zarządu, jestem odpowiedzialny za strategię personalną i nikt mnie z tego nie zwolni. Gdy odejdzie dyrektor sprzedaży, to ja muszę znaleźć odpowiedź na pytanie, kto ma zająć jego miejsce. Jeżeli chodzi o pozostałe osoby, to cały zarząd miał większe zaufanie do osób nowo powołanych. Tyle co mogę na ten temat powiedzieć. Ale to nie jest żadna czystka.

W jaki sposób dobiera pan współpracowników?

Liczą się profesjonalizm, kompetencje, wyniki, uczciwość oraz lojalność. Dla mnie i dla zarządu jest obojętne, czy ktoś jest zielony, czerwony, pomarańczowy, fioletowy, pręgowany czy skrzydlaty.

Jak się zostaje prezesem PZU? Kto zadzwonił z propozycją?

Minister skarbu Aleksander Grad zadzwonił i zapytał, czy mogę się z nim spotkać. Pan minister powiedział mi, że rozmawiał na mój temat z wieloma osobami. Dużo o mnie wie. Trochę się wystraszyłem. Następnie zapytał mnie, czy nie rozważyłbym objęcia funkcji prezesa PZU. Odpowiedziałem, może trochę ryzykownie: „Czemu nie”.

Słyszałam opinie, że panu bardzo zależało na tym stanowisku. Dlaczego?

Nie zabiegałem o tę funkcję. Choć faktycznie ktoś przysłał do mnie SMS: „Andrzej, zadziwiający jest twój ciąg na kominówkę, ale gratuluję konsekwencji”. Jednak gdybym otrzymał tę propozycję trzy tygodnie wcześniej lub później – tobym tu nie siedział. Chciałem zdecydować się na kompletnie inną propozycję, nieprawdopodobnie atrakcyjną finansowo i na dodatek na dużo mniej gorący stołek. Powiem tylko, że jest to bardzo duża spółka, która ma być wprowadzana na giełdę, być może nawet nie polską. Funkcjonująca w zdecydowanie innej branży niż finanse.

Wróćmy do PZU. Jednym z najbardziej gorących tematów wśród ubezpieczycieli jest podatek Religi, nakazujący firmom odprowadzać 12 proc. składki zebranej z OC na Narodowy Fundusz Zdrowia. Poprzedni zarząd PZU postanowił nie podwyższać cen. Jaka będzie pana decyzja?

Decyzje biznesowe zawsze będą podejmowane na podstawie przesłanek ekonomicznych. Nie może być tak, żeby spółka sprzedawała cokolwiek, wiedząc, że będzie na tym tracić. Teraz właśnie oceniamy wzrost przypisu składki OC w związku z niepodwyższeniem cen tych polis. Sprzedać coś bardzo dobrego tanio potrafi każdy.

Dotychczas, mimo promowania spółki jako największej w Europie Środkowej, popadła ona w letarg. PZU obecne jest tylko w Polsce. Tymczasem konkurencja buduje swoją pozycję w każdym z krajów regionu. Przespano kilka możliwości inwestycyjnych: Ceska Pojistovna czy mały BPH. Czeskiego ubezpieczyciela kupiło Generali, które wysunęło się na drugą pozycję w regionie. Gdzie pan chce, żeby PZU było za pięć lat?

Uważam, że mamy nieprawdopodobną możliwość stworzenia nowej jakości i przesunięcia PZU w zupełnie inne miejsce. Grupa PZU ma 16 miliardów złotych kapitałów własnych. Jest to więc nadwyżka kapitału, która do prowadzenia bieżącej działalności nie jest potrzebna. Mamy też 16 tysięcy pracowników, wśród których są gwiazdy. To zresztą widać, gdy osoby, które odchodzą z PZU, trafiają do zarządów i na szefów innych firm. Do tego dochodzi niezwykle cenna, rozpoznawalna przez niemal wszystkich marka.

Jakie planuje pan inwestycje?

Jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić, ale na pewno w Polsce. Naszym zadaniem jest utrzymać pozycję lidera i zajęcie takiej pozycji na rynku, żeby konkurencja się nas bała.

Czy zamierza pan wnioskować o przeznaczenie ubiegłorocznego zysku, którego nie wypłacono akcjonariuszom, na inwestycje?

Jeszcze za wcześnie o tym mówić. Z punktu widzenia zarządzania kapitałem trudno jest znaleźć pomysł inwestycyjny, który by dawał 30-procentowy zwrot z kapitału, a taki właśnie zwrot z kapitału przynosi PZU. Dlatego uważam, że jeżeli robić, to coś dużego. Nie ma sensu kupować malutkich firm. Jeżeli chodzi o część ubezpieczeniową, wyobrażam sobie różne kierunki akwizycji, ale w bardzo niszowym segmencie, tam gdzie PZU nie istnieje...

Sprzedaż przez telefon i Internet?

To jesteśmy w stanie zrobić sami i wiem, że PZU musi szybko znaleźć pomysł na sprzedaż kanałem direct. Niezwykle istotnym czynnikiem warunkującym powodzenie sprzedaży bezpośredniej jest wiarygodność i marka. Z całym szacunkiem dla moich konkurentów. Znak PZU jest tak wiarygodny, że żaden niebieski, pomarańczowy czy biało-niebieski nie może się z nami równać.

Co pan sądzi o łączeniu PZU z PKO BP?

Z dwóch chorych organizmów nie poskłada się jednego zdrowego. Obie ogromne instytucje mają potencjał rozwoju. Nie trzeba szukać nadzwyczajnych synergii, żeby teoretycznie zwiększyć ich wartość. Projekt fuzji PZU i PKO byłby olbrzymim wyzwaniem. W chwili obecnej nie dysponuję stabilną grupą menedżerów. Oceniam, że podobna sytuacja jest w PKO BP. Dla mnie ważniejsze jest zdefiniowanie docelowej struktury akcjonariatu PZU. Ewentualne tego typu decyzje powinny być przez nich podejmowane.

Ostatni rok pokazał, że współpraca między PKO BP i PZU nie była idealna. Będzie to pan chciał zmienić?

Oczywiście. Teoretycznie jest wiele obszarów, gdzie obie instytucje mogą współpracować. Ale sygnał musi pójść z góry, od obydwu zarządów. Dotychczas, jeśli dobrze pamiętam, relacje zarządów PZU i PKO BP nie były idealne.

Jaki jest pana pomysł na rozwiązanie konfliktu Skarb Państwa – Eureko?

Nie mam zamiaru angażować się w konflikt. Jestem menedżerem, któremu powierzono zarządzanie spółką. Odpowiadam przed akcjonariuszami i nieważne, czy będzie to Skarb Państwa, Eureko czy Kowalski, który ma jedną akcję PZU. Mam nadzieję, że konflikt zostanie jak najszybciej rozwiązany przez podmioty do tego upoważnione.

Jednak ten konflikt angażuje również zarząd. Przykładem jest sprawa odebrania nagrody Cezaremu Stypułkowskiemu. Wyśle pan kogoś do byłego prezesa, żeby odebrał mu 45 tysięcy złotych?

Jeśli w jakikolwiek sposób zostanę zobowiązany do działań w stosunku do poprzednich członków zarządu, a będzie to działanie prawne i ja będę się z tym zgadzał moralnie i biznesowo, to będzie to moim obowiązkiem. Nie mam jednak zamiaru nikogo rozliczać ani szukać haków.

Minister Grad negatywnie się wypowiadał o zarządzie Jaromira Netzla. Czy zamierza pan przeprowadzić wewnętrzny audyt?

Muszę zrobić bilans otwarcia. Cokolwiek się teraz w firmie zdarzy, to pójdzie już na moje konto.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację