W ubiegłym roku padł rekord. Przeszło 200 tys. lokali oddano do użytkowania. Nic tylko się cieszyć. Skoro się bowiem tyle buduje, nie brakuje chętnych na zakup lokalu. I tak, i nie.
Z jednej strony wielu Polaków kupuje mieszkania w celach czysto inwestycyjnych. Z drugiej jednak strony okazuje się, że wcale nie jest tak różowo, co wynika z raportu o stanie mieszkalnictwa, opublikowanego ostatnio przez Ministerstwo Rozwoju (szczegóły poniżej).
Budujemy coraz więcej. Jesteśmy w czołówce państw unijnych. Pod względem liczby nowo wybudowanych mieszkań w przeliczeniu na 1000 mieszkańców Polska z wynikiem 4,9 zajmuje piąte miejsce. Dla porównania we Francji jest to 6,9, a w Szwecji – 5,2. Jest też o wiele lepiej niż w czasach PRL. Mamy więcej mieszkań, lepszy jest ich standard.
Wciąż jednak z dostępnością mieszkań nie jest dobrze. Wielu Polaków zarabia zbyt wiele, by starać się o mieszkanie komunalne, a jednocześnie są zbyt biedni, by otrzymać kredyt w banku na zakup lokalu od dewelopera. W ocenie resortu rozwoju deficyt mieszkaniowy wynosi 641 tys. lokali. W tej pułapce tkwią przede wszystkim ludzie młodzi. Im jest najtrudniej przeprowadzić się na swoje.
Okazuje się też, że największą zdolnością kredytową mogą się wykazać małżeństwa bezdzietne: aż 80 proc. z nich może pozwolić sobie na zaciągnięcie kredytu hipotecznego. Wystarczy jednak, że rodzina ma jedno dziecko i już jest gorzej. W przypadku małżeństwa z jednym dzieckiem na kredyt mieszkaniowy stać 55 proc., z dwójką dzieci – 45 proc., z trójką – 35 proc.