Trzeba bowiem wiedzieć, kiedy się zatrzymać, by wygrać to, co w danym momencie jest możliwe do osiągnięcia. Działanie za wszelką cenę zwykle w końcu przynosi efekty zgoła odwrotne. Tak może się okazać choćby w przypadku górników w kopalni Budryk.
Rząd Donalda Tuska znalazł się w arcynieprzyjemnej i nad wyraz niewdzięcznej sytuacji. Zalewa go spirala żądań płacowych. Nagle wybuchło to, co narastało przez lata zaniedbań. I na razie żadna z protestujących grup nie usłyszała kategorycznego “nie”. Tyle że to, co słyszą, nie jest dla nich satysfakcjonujące. A składanie propozycji satysfakcjonujących może być wręcz niebezpieczne dla finansów państwa.
Niedawno liczyliśmy, że gdyby wszyscy protestujący z samej tylko budżetówki dostali to, czego chcą, budżet musiałby wysupłać ponad 10-12 mld zł. Kwota to nieobojętna dla finansów państwa. Tyle że nikt z protestujących nie patrzy w tej skali. Bo przecież 1000 zamiast 500 zł to dla nich wielka różnica. Ale nie tylko dla nich.