Mark Mobius: W Polsce stawiam na banki i spółki paliwowe

Z zarządzającym amerykańskim funduszem Templeton Emerging Markets, którego aktywa są warte 40 mld dolarów, rozmawia Kuba Kurasz

Aktualizacja: 11.02.2008 00:54 Publikacja: 11.02.2008 00:46

Mark Mobius: W Polsce stawiam na banki i spółki paliwowe

Foto: Forum

RZ: W ostatni piątek wiceprezes zarządu NBP in spe prof. Witold Koziński przestraszył inwestorów, mówiąc, że nie da się wykluczyć interwencyjnej sprzedaży walut, jeśli złoty umocni się poniżej 3,4-3,45 do euro. Czy takie działania NBP mogą być efektywne?

Mark Mobius:

Mogą, ale tylko w krótkim terminie. W dłuższym nie ma szans na kontrolę kursu w Polsce. Takie wypowiedzi są bardzo niebezpieczne, bo mogą zachęcić do gry wielu spekulacyjnych graczy. Owszem, często lepiej mieć niedowartościowaną walutę, ale system płynnego kursu w kilkuletnim okresie jest najkorzystniejszy dla rozwoju przedsiębiorstw. Być może przedstawiciel banku centralnego tak powiedział, bo obawia się o poziom zadłużenia zagranicznego Polski, zwłaszcza w kontekście szybko rosnących długów z powodu walutowych kredytów hipotecznych. Być może martwi się tym, że Polacy tak tłumnie pożyczający we frankach szwajcarskich nie będą w stanie spłacać swoich zobowiązań.

A jaki pan przewiduje kurs złotego w tym roku? Większość ekonomistów mówi, że dalsze umocnienie jest bardzo możliwe.

Biorąc pod uwagę wypowiedź przedstawiciela NBP – jeśli bank zdecyduje się na próby kontroli kursu – prognozy są obarczone zbyt wielkim znakiem zapytania. Bank centralny może popełnić dalszych kilka błędów, na które spekulanci tylko czekają. Kurs może więc podlegać wielu nowym czynnikom.

W zasadzie tylko wejście do strefy euro zniosło część niepewności z rynku i ograniczyłoby do zera ryzyko kursowe dla eksporterów. Ale małe poparcie społeczne, z powodu obaw przed wzrostem cen, nie sprzyja wyznaczaniu daty przyjęcia euro przez Polskę. Czy myśli pan, że zamiana złotego na europejską walutę byłaby korzystna?

Tak, i to bardzo. Na dziś najważniejsze jest określenie terminarza wejścia do strefy euro. Ważna jest także strategia osiągnięcia najkorzystniejszego dla polskiej gospodarki efektu. Po prostu polscy decydenci muszą sobie odpowiedzieć na pytanie: czym Polska ma być za pięć lat?

Początek tego roku był zły dla inwestorów giełdowych. Doszło do gwałtownego załamania na rynkach akcji. Jaka jest pana opinia na temat tegorocznych perspektyw giełdowych?

To nic nadzwyczajnego. Podobne korekty spadkowe następowały także w 2007 r. i latach poprzednich. Nie sądzę, by ta sytuacja wróżyła coś więcej, jakieś głębsze negatywne implikacje dla długoterminowych perspektyw dla rynków akcji na świecie. Pewne jest jedno, że wyceny akcji w państwach zaliczanych do grona emerging markets stały się bardzo wysokie w porównaniu z wycenami spółek Europy Zachodniej czy USA. To zawsze stwarza zagrożenie dla stabilności trendu. Średni wskaźnik cena do zysku, który jest podstawowym miernikiem wartości dla spółek rynków wschodzących, był jedynie minimalnie wyższy niż średnia dla spółek amerykańskich, a teoretycznie inne jest ryzyko, więc różnica powinna być większa. Ale jest druga strona medalu – wysoki wzrost gospodarczy w krajach wschodzących. Średnio 6 – 7 proc., podczas gdy na rynkach dojrzałych ledwie ok. 2 proc. To oczywiście przekłada się na możliwe wyższe zyski spółek.

Rynki to naczynia połączone, ale jak pan ocenia szansę na wzrost giełd Europy Środkowo-Wschodniej, z których polski parkiet, obok giełdy wiedeńskiej, jest największy?

W przypadku Polski jestem optymistą. Kierunek rozwoju waszej gospodarki naprawdę jest dobry. Jedyna moja obawa wiąże się z polskim złotym. Według naszych szacunków jest przewartościowany.

Czy spodziewa się pan recesji w USA, która mogłaby negatywne wpłynąć na kondycję innych gospodarek?

Wiele osób już mówi, że USA są w trakcie spowolnienia albo że są tuż przed okresem recesji. Myślę jednak, że jeśli do niej dojdzie, to będzie ona krótkotrwała. Bo suma pieniędzy, która została lub zaraz zostanie wpompowana w system, chociażby ze względu na malejące stopy procentowe – te leżą na sercu Fed – jest bardzo duża. Co więcej, spowoduje to znowu spore zainteresowanie rynkiem akcji. Oczywiście ta masa pieniędzy może mieć wpływ także na zwiększenie inflacji, ale patrząc wyłącznie z perspektywy inwestora giełdowego, spadek stóp musi mieć korzystny wpływ na rynki kapitałowe, zwłaszcza krajów wschodzących. Absolutnie nie jesteśmy w przededniu jakiegoś negatywnego okresu dla akcji.

Ale teoretycznie przecież niższy wzrost gospodarczy w USA może obniżyć globalny popyt. Chiny pewnie odczują to szybko?

Chiny rozwijają się teraz w tempie 8 – 9 proc. i nie widzę na razie większych zagrożeń dla tej skali wzrostu. Powiem więcej, choć zawsze takie rzeczy trudno przewidzieć: sądzę, że Chiny w tym roku mogą powrócić do dwucyfrowego wzrostu gospodarczego. Dla innych krajów większych zagrożeń związanych z ewentualną krótką recesją w USA również nie dostrzegam.

Istotnym graczem na globalnych rynkach kapitałowych stają się rządowe fundusze inwestycyjne, np. China Investment Corporation, singapurski Tamasek czy fundusze krajów arabskich. Na razie spektakularne są ich inwestycje w pakiety akcji takich gigantów, jak Citigroup czy Merrill Lynch, ale czy pojawią się one także jako kupujący na emerging markets, w tym w Polsce?

Ale one już tu są. Mają całkiem sporo inwestycji. Chiny np. poszukują akcji firm wydobywczych. Ich pieniądze są także obecne na rynkach obligacji i nieruchomości. Jestem przekonany, że gdy spadnie oprocentowanie amerykańskich papierów dłużnych – a musi do tego dojść, bo spadają stopy – te poszukiwania inwestycyjne się nasilą.

Ja nadal stawiam na spółki paliwowe i firmy, których główne aktywa składają się z bogactw naturalnych. Moje ulubione kraje to Chiny i Brazylia. W przypadku Chin wynika to z przeświadczenia, że znajdują się w trakcie lub nawet w przededniu rewolucji konsumenckiej, w zasadzie w każdym sektorze. Natomiast w przypadku Brazylii w sposób istotny na mój wybór wpływa bogactwo spółek, które mają złoża niezbędnych dla globalnej gospodarki surowców.

Czy w Polsce widzi pan jakieś tanie spółki?

Uważam, że relatywnie tanie są banki. No i sektor paliwowy. Nie podam jednak nazw firm.

Mark Mobius

Ukończył studia na uniwersytecie w Bostonie. Uzyskał tytuł doktora nauk ekonomicznych i politycznych w Instytucie Technologii Massachusetts. Od 30 lat specjalizuje się w rynkach wschodzących Azji, Europy Wschodniej czy Ameryki Łacińskiej. Z Singapuru zarządza portfelem aktywów wartych 40 mld dol.

RZ: W ostatni piątek wiceprezes zarządu NBP in spe prof. Witold Koziński przestraszył inwestorów, mówiąc, że nie da się wykluczyć interwencyjnej sprzedaży walut, jeśli złoty umocni się poniżej 3,4-3,45 do euro. Czy takie działania NBP mogą być efektywne?

Mark Mobius:

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację