[b]Rz: Podczas otwarcia konferencji w Poznaniu premier Danii stwierdził, że pakiet klimatyczno-energetyczny UE uwzględnia obawy Polski. Zgadza się pan?[/b]
[b]Tomasz Żylicz:[/b] Nie. Polska naprawdę jest specyficznym krajem, jeśli chodzi o energetykę. Jesteśmy uzależnieni od węgla. Unia radzi nam zastąpienie węgla gazem, który mimo że jest paliwem kopalnym, jest znacznie czystszy. Polska oponuje, bojąc się dyktatu Gazpromu i możliwości zakręcenia kurka. Na to partnerzy europejscy odpowiadają, że przecież wtedy będziemy mogli sprowadzać gaz na przykład z Norwegii, Algierii czy nawet Kuwejtu. Tyle tylko, że z ekonomicznego punktu widzenia Polsce, przynajmniej na razie, nie opłaca się kupować gazu od innych firm niż Gazprom. Moglibyśmy to robić pod warunkiem, że ktoś zrekompensuje te dodatkowe koszty. Ale na to już Unia się nie zgadza. Problem z pakietem polega na tym, że traktuje on Unię jako całość, a więc bierze jako punkt odniesienia jakąś średnią, od której Polska bardzo odbiega.
[b]Na czym miałby polegać kompromis w sprawie pakietu?[/b]
Przyjmujemy, że pakiet jest efektywny ekonomicznie, to znaczy korzyści z niego wynikające przeważają nad kosztami. Jednak koszty nie są rozłożone równomiernie. Potrzebny jest mechanizm, który sprawi, że kraje Unii wezmą na siebie część kosztów przypadających na państwa, w których – tak jak w Polsce – będą one wyższe.
Według propozycji UE zakłady produkcyjne miałyby kupować na aukcjach całość praw do emisji CO[sub]2[/sub]. Wpływy ze sprzedaży mają trafić do budżetu państwa. Mówi się, że w przypadku Polski może to być nawet 5 mld euro rocznie. Kusząca suma, mimo to polski rząd krytykuje pomysł aukcji.W żadnym kraju europejskim budżet nie zarabia na podatkach ekologicznych. Zawsze są one rekompensowane obniżeniem innych obciążeń, żeby nie zdusić gospodarki.