Wagoner musiał odejść, bo taką cenę wyznaczyła administracja Obamy za udzielenie kolejnej pomocy finansowej. Streiff, który od niespełna dwóch lat szefował PSA, drugiemu po Volkswagenie największemu producentowi aut w Europie, jest poważnie chory. Dodatkowo, inaczej niż prezes Renault Carlos Ghosn, w zamian za pomoc rządową (ponad 3 mld euro) nie deklarował utrzymania miejsc pracy we Francji. Wprost przeciwnie, zapowiedział, że po stratach które wyniosły w tym roku 343 mln euro zamierza zwolnić 11 tys. osób i to niekoniecznie zagranicą. Na te problemy nałożył się konflikt z rodziną Peugeotów, która podejmuje najważniejsze decyzje w radzie nadzorczej. To dlatego Streiff został usunięty z dnia na dzień, mimo że jego następca, Philippe Varin z Corusa, może objąć stanowisko dopiero za dwa miesiące.
Tylko negocjacje z Fiatem ratują na razie przed utratą stanowiska prezesa Chryslera Roberta Nardellego. Rząd amerykański dał mu miesiąc na ich zakończenie. Jeśli nie będzie w stanie dopiąć transakcji, musi się liczyć z odejściem. Jeśli Fiat przejmie Cryslera, przyszłość Nardellego będzie zaś zależała od Sergio Marchionne, prezesa Fiata który jest głównym rozgrywającym w tych negocjacjach.
Zdaniem analityków zagrożona jest jeszcze pozycja m.in. Dietera Zetsche, poprzednio prezesa Chryslera, dzisiaj szefa należącego do Daimlera Mercedesa oraz Norberta Reithofera, który zarządza kontrolowanym przez rodzinę Quandtów BMW. Chociaż obydwaj producenci mieli w 2008 r. zyski, to jednak akcjonariusze uznali, że ucierpieli bardziej niż powinni z powodu globalnego spadku sprzedaży. Na razie Quandtowie, do których należy 46 proc akcji BMW, popierają Reithofera. On sam bardzo denerwuje się, kiedy słyszy opinie, że w Europie może przetrwać jedynie dwóch-trzech producentów i być może BMW będzie zmuszony do połączenia z Mercedesem. Ale w kuluarach coraz częściej wypływa nazwisko Brytyjczyka Iana Robertsona, który jest od Reithofera młodszy, a na razie odpowiada za sprzedaż w BMW.
Zaskakujące, że na kadrowej karuzeli może znaleźć się również Carl-Peter Forster, do niedawna wschodząca gwiazda General Motors. Spekulowano nawet, że to on ma szanse na objęcie stanowiska po Wagonerze, zwłaszcza gdyby ostatecznie udało mu się wycisnąć z niemieckiego rządu pomoc dla Opla. Jeszcze do niedawna wydawało się, że Forster z łatwością uzyska 3,3 mld euro jakie są Oplowi potrzebne na przetrwanie kryzysu. Dzisiaj coraz częściej mówi się, że na jego stanowisko szykuje się jego odwieczny wróg — Wolfgang Reitzle, którego Forster kiedyś pozbył się z BMW, gdzie razem pracowali. Poszło wtedy o plany wobec Rovera, z którego Forster chciał przejąć tylko mini i jego opcja wygrała. Dzisiaj Reitzle jest prezesem grupy energetyczno-inżynieryjnej Linde AG. Na swoim koncie ma też doświadczenie w Fordzie, gdzie odpowiadał do 2002 roku za marki premium: Volvo, Jaguar i Land Rover. Volvo jest na sprzedaż, zaś Jaguara i Land Rovera kupił indyjski Tata.
W tej sytuacji na europejskim rynku motoryzacyjnym tak naprawdę bezpiecznie mogą czuć się dziś jedynie prezes Fiata, Sergio Marchionne, szef Volkswagena Martin Winterkorn oraz prezes Renaulta Carlos Ghosn. Ten ostatni przynajmniej dopóki będzie postępował tak, jak sobie tego życzy Pałac Elizejski.