Kiedy inni prezesi koncernów samochodowych są bezwzględnie usuwani przez rządy albo ustępują pod naciskiem akcjonariuszy, on jak rekin szuka na rynku kolejnych ofiar. Wszystko po to, aby zrealizować swoją wizję koncernu samochodowego, który ma szansę przetrwać na tym wyjątkowo konkurencyjnym rynku i produkować 5 – 6 mln aut rocznie.
Na razie fuzja z Chryslerem nie daje mu pożądanej skali, bo łączne możliwości po mariażu z ubiegłego tygodnia to tylko niewiele ponad 4 mln. Dlatego Marchionne szuka: kto następny?
Żaden z menedżerów w dzisiejszej światowej motoryzacji nie jest tak wszechstronnie wykształcony jak Marchionne i nie rozumie, jak on, wielokulturowości tej globalnej branży.
[srodtytul]Po drugiej stronie rzeki[/srodtytul]
Urodził się 57 lat temu w biednej miejscowości Chieti na adriatyckim wybrzeżu Włoch. Jego ojciec, emerytowany karabinier, uznał, że synowie znacznie lepsze możliwości kształcenia będą mieli poza krajem. Kiedy Sergio miał 14 lat, cała rodzina wyemigrowała do Kanady. Dzisiejszy szef Fiata skończył tam prawo i ekonomię, a dyplom MBA zrobił na uniwersytecie w Windsor – mieście, które od Detroit dzieli tylko rzeka. Był księgowym, potem specjalistą od upadłości. Jego pierwsza prestiżowa praca to doradztwo podatkowe w Deloitte & Touche. Od tego czasu zajmował już wyłącznie stanowiska dyrektorskie, a najlepiej pracowało mu się ze Szwajcarami. W 2002 roku otrzymał stanowisko prezesa SGS, firmy zajmującej się kontrolą jakości wszystkiego: od półprzewodników po nasiona pomidorów i sadzonki kartofli.