Coraz trudniej znaleźć optymistów spodziewających się dalszych mocnych zwyżek, a jednak rynki akcji rosną...
Zwykle rynki rozwinięte potrzebują dość długiego czasu, aby ich indeksy giełdowe wzrosły o 40 – 50 proc. Tymczasem w tym roku wystarczyły trzy miesiące. Dla porównania rynki rozwijające się wzrosły o 70 – 140 proc. To zdecydowanie zbyt szybkie tempo, aby utrzymać je w dłuższym terminie.
W związku ze wzrostem rentowności obligacji w USA od kilku tygodni amerykański rynek akcji utknął w trendzie bocznym. Wydaje się, iż giełda czeka na informacje o rozszerzeniu „programu zakupowego” przez Fed bądź konkretne sygnały dotyczące poprawy w gospodarce. Jeśli chodzi o Fed, jest wielce prawdopodobne, że decyzja będzie na „tak”. Jeśli mówić o makro… może być różnie, przy czym warto zauważyć, iż komentatorzy coraz częściej podnoszą problem deficytu oraz zagrożenia inflacją (tym razem związane z gwałtownym wzrostem cen surowców). Konkludując, dalsze negatywne zaskoczenia mogą zachwiać oczekiwaniami hasających młodych byczków.
Z kolei rynek azjatycki, który na dzień dzisiejszy stanowi najbardziej obiecujące ogniwo światowej gospodarki, ciągle nie dostarcza jasnego obrazu. Twarde dane za pierwszy kwartał 2009 roku okazały się bardzo słabe – spadek eksportu o 25 proc., niska konsumpcja oraz spadki inwestycji. Jednak nadzieją dla Azji pozostają Chiny, które dzięki pakietowi fiskalnemu będą miały szansę uaktywnić gospodarkę i doprowadzić całą Azję do wyjścia z recesji.
Pozytywną informacją dla rynku akcji jest fakt, że popyt na ryzykowne inwestycje na rynkach rozwijających się jest coraz silniejszy. W okresie pierwszych pięciu miesięcy 2009 r. napływy netto do funduszy rynków rozwijających się wyniosły ponad 26 mld USD (rok 2007 – 41 mld USD, rok 2006 – 22 mld USD), co potwierdza gwałtowny wzrost apetytu na ryzyko. Zjawisko to obserwujemy także na naszym rynku, gdyż do gry giełdowej, tradycyjnie oprócz funduszy emerytalnych i inwestycyjnych, powróciła część inwestorów prywatnych.