Pieniądze z Unii nie uratują nam gospodarki

- Dla nas najtrudniejszy był rok 2008, kiedy dostaliśmy samochód z przebitymi oponami, który trzeba było pilnie naprawić - mówi Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego

Publikacja: 10.08.2009 03:24

Pieniądze z Unii nie uratują nam gospodarki

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b]RZ: Pieniądze z Unii Europejskiej, które dostaliśmy jako zaliczkę, są wykorzystywane do łatania dziury budżetowej. Czy to nie przeszkadza ministrowi rozwoju regionalnego? [/b]

[b]Elżbieta Bieńkowska:[/b] Z naszego punktu widzenia nie ma to większego znaczenia. Mamy co roku zagwarantowane pieniądze w budżecie i nie jest dla nas istotne, czy pochodzą one bezpośrednio z budżetu, czy z zaliczki. Ważne, że składając do Brukseli wnioski o uznanie naszych wydatków, czyli dowodu, że wykorzystujemy przekazane nam środki, nie jesteśmy zagrożeni ich utratą. A na przewalutowaniu unijnych euro skorzystał budżet państwa. Teraz, przy bieżącym kursie euro, nie byłoby to możliwe. [wyimek]Przez ostatni rok ciężko pracowaliśmy i fatalnie by to o nas świadczyło, gdyby fundusze wreszcie się nie rozpędziły [/wyimek]

[b]Część ekspertów uważa jednak, że takie operacje są sprzeczne z ideą Unii, której środki nie powinny bezpośrednio służyć finansowaniu bieżących potrzeb budżetu. Poza tym rodzić to może ryzyko, że zabraknie pieniędzy na realizację programów unijnych, a w efekcie konkretnych inwestycji. Wiosną nastąpił zator w przelewaniu pieniędzy na rzecz regionów. Czy to efekt tego, że minister finansów zabrał pani ministerstwu pieniądze, żeby poprawić kondycję budżetu? [/b]

Regiony mają w budżecie zarezerwowane ogromne pieniądze. I rzeczywiście był moment, kiedy w Ministerstwie Finansów przeciągały się prace nad wnioskami o wypłatę kolejnych transz. Ale natychmiast po naszej reakcji udało się przyspieszyć prace. I powiedzmy jasno, Komisja nie ukarze nas za to, że zaliczka sfinansowała inne wydatki.

[b]Czy zgodzi się pani zatem z tezą, że fundusze unijne ratują polskie finanse publiczne i gospodarkę?[/b]

Nie, to przesada. Pieniądze unijne to jest 67 mld euro na dziewięć lat. Oczywiście, przy skali polskiego budżetu, te pieniądze mogą pomóc napędzić przedsiębiorstwa czy inwestycje w infrastrukturę. Ale nie możemy mówić, że gdybyśmy byli w takiej sytuacji jak np. Niemcy czy Litwa, to pieniądze z Unii uratowałyby naszą gospodarkę i budżet. Zresztą, spójrzmy właśnie na Litwę – na swoją skalę ma porównywalne pieniądze. A jednak przechodzi głęboką recesję, a spadek PKB sięgnąć może nawet 20 proc.

[b]Ale być może „napędzanie”, o którym pani mówi, byłoby skuteczniejsze, gdyby środki szybciej trafiały do przedsiębiorców, np. jako zaliczki?[/b]

Rzeczywiście zaliczki nie są wypłacane na taką skalę, jakiej się spodziewaliśmy. Widząc to, ponownie przeanalizowaliśmy przepisy i uprościliśmy je. Na poziomie krajowym zrobiliśmy już wszystko, co było możliwe.

Jeśli chodzi o przesuwanie inwestycji, nie wynika to z braku pieniędzy. Po raz kolejny czkawką odbijają się kwestie środowiskowe, niedostosowanie naszego prawa do unijnych wymogów. Rozwiązaliśmy ten problem w listopadzie zeszłego roku. Musimy jeszcze wyjaśnić tę kwestię w odniesieniu do przedsiębiorców i ich inwestycji. Warto także pamiętać, że część firm czy samorządów najpierw walczy o dotację, a potem traci motywację do realizacji swojego projektu. To zjawisko dotyczy także, a może przede wszystkim, inwestycji kluczowych.

[b]Jak zatem będzie wyglądał według pani 2010 rok? Zdaniem wielu analityków i ekonomistów przyniesie on znacznie poważniejsze problemy gospodarcze. Jak w przyszłym roku fundusze unijne będą pomagać Polsce?[/b]

Dla nas najtrudniejszy był rok 2008, kiedy dostaliśmy samochód z przebitymi oponami, który trzeba było pilnie naprawić. Musieliśmy dostosować polskie prawo do regulacji unijnych, a także otrzymać zgodę Komisji Europejskiej na nasz system wdrażania pomocy. Z kolei w 2009 roku przedłużało się wdrażanie programów z perspektywy 2004 – 2006 – w ciągu kilku miesięcy „dostaliśmy w prezencie” 2 mld zł z powodu nagłego wzrostu kursu euro. I musieliśmy te dwa miliardy zł w ekspresowym tempie wydać.

Teraz wszystko mamy podopinane i wykorzystanie funduszy już się rozpędziło. Na przyszły rok wstępnie zaplanowaliśmy wydatki na 44,5 mld zł, a refundacje z Komisji na 23 mld zł. Analizowaliśmy program po programie, a nawet poszczególne projekty, by niczym nie zaskoczyć ministra finansów. Wiele też tutaj zależy do regionów. Musimy je przyciskać, bo nie radzą sobie tak dobrze, jak byśmy tego oczekiwali. Pewne jest, że w przyszłym roku ta machina wydatków unijnych naprawdę przyspieszy.

[b]Kiedy można się spodziewać przełomu, że będziemy masowo wysyłali do KE wnioski o faktyczną wypłatę środków na nasze inwestycje, szczególnie te transportowe czy związane z ochroną środowiska, na które tylko w programie „Infrastruktura i środowisko” mamy ponad 24 mld euro?[/b]

Rzeczywiście wniosków do Brukseli poszło na razie niewiele. Ale w Komisji jest już 15 dużych projektów z różnych dziedzin. Do końca roku wyślemy jeszcze 40. Część z nich jest realizowana, więc będziemy mogli wysyłać wnioski o refundacje.

Z mojego punktu widzenia przełom już nastąpił na początku tego roku, szczególnie w programach krajowych. Może nie widać tego z perspektywy poszczególnych firm czy samorządów, ale my w naszych statystykach to widzimy. Wciąż jednak czekam na przełom w regionach. Jeśli nastąpi, wszyscy to szybko odczują. Ponadto resort infrastruktury naprawia projekty, które zostały źle przygotowane. I może nas jeszcze pozytywnie zaskoczyć.

[b]Dobre słowo o Ministerstwie Infrastruktury w budynku resortu rozwoju regionalnego? To chyba historyczny ewenement...[/b]

Tak, oni cerują wszystkie dziury w projektach, przede wszystkim oceny środowiskowe. Zresztą udało nam się ułożyć relacje, nie tylko z infrastrukturą, ale ze wszystkimi resortami. Nie mają nam one za złe, że je koordynujemy. Dajemy im maksymalne wsparcie, dzięki któremu wszystko, co dotyczy funduszy unijnych, załatwiane jest szybciej.

[b]Jednak resort, którym pani kieruje, jest pod ogromną presją. Pani osobiście też. Nie ma pani dość pracy w rządzie?[/b]

Angażuję się emocjonalnie w swoją pracę i niesprawiedliwe zarzuty bardzo mnie bolą, tym bardziej że to dotyczy nie tylko mnie, ale i całego zespołu, którego ja jestem twarzą. Dzięki temu, że dostałam w zeszłym roku bardzo silne wsparcie od premiera Donalda Tuska, cotygodniowe odpytywanie poszczególnych ministrów na posiedzeniach rządu przyniosło efekt. Od kilku tygodni tego punktu na obradach rządu już nie ma.

[b]Czyli nie miała pani ultimatum od premiera, że jeśli do wyznaczonej daty nie wykona pani jakiegoś zadania, może to kosztować panią utratę stanowiska? Tak jest w przypadku ministra skarbu i stoczni.[/b]

Nie, ultimatum nie było. Przez ten ostatni rok naprawdę ciężko pracowaliśmy. I fatalnie by to o nas świadczyło, gdyby fundusze wreszcie się nie rozpędziły.

[b]Martwi się pani tym, co się teraz dzieje w Unii Europejskiej? Tymi wielkimi wydatkami budżetowymi w celu ratowania gospodarek. Jak to wpłynie na nowy budżet UE na lata 2014 – 2020?[/b]

Dyskusja o pieniądzach zacznie się w 2011 r. Na razie chodzi o to, by wywalczyć korzystną dla nas filozofię wspólnego budżetu. I jesteśmy tutaj pierwszoplanowym graczem. Udało nam się przekonać inne kraje, że z polityki spójności powinny korzystać wszystkie regiony. Jeśli bowiem przyjęlibyśmy myślenie „fundusze unijne tylko dla biednych”, wykluczyłoby to regiony niemieckie czy francuskie. A jeśli największe kraje UE nie mogłyby niczego otrzymać ze wspólnego budżetu, to po prostu nie poparłyby korzystnych dla nas rozwiązań.

[b]Czy usłyszymy za jakiś czas, że Elżbieta Bieńkowska zmienia miejsce pracy z Warszawy na Brukselę?[/b]

Na pewno nie będę startować w żadnych wyborach. Koncentruję się na tym, co robię tu i teraz.

[ramka][srodtytul]CV[/srodtytul]

Zanim Elżbieta Bieńkowska objęła urząd ministra rozwoju regionalnego, była szefową Wydziału Rozwoju Regionalnego w Śląskim Urzędzie marszałkowskim. Kierowała zespołem, który przygotował regionalny program operacyjny. Jest absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie studiowała filologię orientalną. Ukończyła także studia podyplomowe według programu MBA w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej. [/ramka]

[b]RZ: Pieniądze z Unii Europejskiej, które dostaliśmy jako zaliczkę, są wykorzystywane do łatania dziury budżetowej. Czy to nie przeszkadza ministrowi rozwoju regionalnego? [/b]

[b]Elżbieta Bieńkowska:[/b] Z naszego punktu widzenia nie ma to większego znaczenia. Mamy co roku zagwarantowane pieniądze w budżecie i nie jest dla nas istotne, czy pochodzą one bezpośrednio z budżetu, czy z zaliczki. Ważne, że składając do Brukseli wnioski o uznanie naszych wydatków, czyli dowodu, że wykorzystujemy przekazane nam środki, nie jesteśmy zagrożeni ich utratą. A na przewalutowaniu unijnych euro skorzystał budżet państwa. Teraz, przy bieżącym kursie euro, nie byłoby to możliwe. [wyimek]Przez ostatni rok ciężko pracowaliśmy i fatalnie by to o nas świadczyło, gdyby fundusze wreszcie się nie rozpędziły [/wyimek]

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację