[b]RZ: Pieniądze z Unii Europejskiej, które dostaliśmy jako zaliczkę, są wykorzystywane do łatania dziury budżetowej. Czy to nie przeszkadza ministrowi rozwoju regionalnego? [/b]
[b]Elżbieta Bieńkowska:[/b] Z naszego punktu widzenia nie ma to większego znaczenia. Mamy co roku zagwarantowane pieniądze w budżecie i nie jest dla nas istotne, czy pochodzą one bezpośrednio z budżetu, czy z zaliczki. Ważne, że składając do Brukseli wnioski o uznanie naszych wydatków, czyli dowodu, że wykorzystujemy przekazane nam środki, nie jesteśmy zagrożeni ich utratą. A na przewalutowaniu unijnych euro skorzystał budżet państwa. Teraz, przy bieżącym kursie euro, nie byłoby to możliwe. [wyimek]Przez ostatni rok ciężko pracowaliśmy i fatalnie by to o nas świadczyło, gdyby fundusze wreszcie się nie rozpędziły [/wyimek]
[b]Część ekspertów uważa jednak, że takie operacje są sprzeczne z ideą Unii, której środki nie powinny bezpośrednio służyć finansowaniu bieżących potrzeb budżetu. Poza tym rodzić to może ryzyko, że zabraknie pieniędzy na realizację programów unijnych, a w efekcie konkretnych inwestycji. Wiosną nastąpił zator w przelewaniu pieniędzy na rzecz regionów. Czy to efekt tego, że minister finansów zabrał pani ministerstwu pieniądze, żeby poprawić kondycję budżetu? [/b]
Regiony mają w budżecie zarezerwowane ogromne pieniądze. I rzeczywiście był moment, kiedy w Ministerstwie Finansów przeciągały się prace nad wnioskami o wypłatę kolejnych transz. Ale natychmiast po naszej reakcji udało się przyspieszyć prace. I powiedzmy jasno, Komisja nie ukarze nas za to, że zaliczka sfinansowała inne wydatki.
[b]Czy zgodzi się pani zatem z tezą, że fundusze unijne ratują polskie finanse publiczne i gospodarkę?[/b]