Głębokość i skala obecnego kryzysu pokazały dobitnie, że globalizacja rynków finansowych stworzyła system finansowy znacznie bardziej niebezpieczny, niż wydawało się jego kreatorom, a także przeciwnikom. W okresie dobrej koniunktury imponujący rozwój transgranicznych holdingów finansowych stwarzał wrażenie trwałej internacjonalizacji korzyści płynących z coraz bardziej doskonałego, globalnego mechanizmu alokacji kapitału. Okazało się, że mechanizm rozprzestrzeniania się ryzyka ma również charakter globalny, co praktycznie oznacza, że źródła kryzysu i jego skutki mogą wystąpić w całkiem innych miejscach, tzn. w innych sektorach i w innych krajach. [wyimek]Nadzór wierzycielski, który w odniesieniu do banków pełnił głównie nadzór bankowy, okazał się zbyt słaby lub iluzoryczny[/wyimek]
W okresie kryzysu globalizacja się cofa, a protekcjonizm rozkwita, przemiany polityczne w skali międzynarodowej nie nadążają bowiem za procesami globalizacji. Procesy globalizacji instytucji finansowych konfrontowane są z narodową strukturą sieci bezpieczeństwa finansowego, tzn. z narodową strukturą nadzoru finansowego, narodowym charakterem rozwiązań fiskalnych, narodowymi bankami centralnymi i narodowymi systemami ochrony depozytów bankowych.
Pytanie, na które trzeba udzielić odpowiedzi, jest banalnie proste
– jak to możliwe, że narodowe instytucje nadzorcze nie dostrzegły problemu i nie zareagowały na tyle wcześnie, aby uchronić podatników przed wykorzystaniem ich pieniędzy na cele zgoła niezgodne z pryncypialnymi zasadami zarządzania środkami publicznymi? Nikt bowiem nie ma wątpliwości, że program TARP w USA oraz działania w stylu „pogotowie ratunkowe” w Niemczech nie są efektywnym wykorzystaniem podatków. Wymiar polityczny tych działań przejawia się w ograniczeniu – jawnym lub dorozumianym – środków do ratowania banków na terenie jurysdykcji podatkowej oraz dyskusji na temat wysokości zarobków bankowców.
[srodtytul]Winna chciwość?[/srodtytul]