Zwłaszcza jeśli jest dokonywane przez ludzi, którzy mają wpływ na to, jak poszczególne państwa postrzegane są przez inwestorów. A organizacji skupiającej największe amerykańskie korporacje takiego wpływu nie brakuje.

[link=http://blog.rp.pl/blog/2010/01/24/lukasz-wilkowicz-zestawienie-z-bric-cieszy-ale/][b]Skomentuj na blogu[/b][/link]

Przynajmniej niektórzy widzą nas więc bezpośrednio w gronie najszybciej rozwijających się gospodarek, które są w stanie nadawać ton koniunkturze gospodarczej na świecie. Bądźmy jednak realistami. Na razie nasz wpływ ogranicza się do tego, że przez rok udało nam się odróżnić od reszty państw Unii Europejskiej uniknięciem recesji. Zgoda. Z gospodarką, w której jest 40 milionów konsumentów, należy się liczyć. Tu jednak widać, że zestawienie z krajami BRIC jest nieco na wyrost. Liczebność każdego z nich jest bowiem zdecydowanie większa. To samo można więc powiedzieć o ich potencjale.

Z drugiej strony każde z tych państw ciągle jest na niższym poziomie rozwoju niż Polska. W przeliczeniu na dolary PKB na głowę mieszkańca w Indiach stanowił – jak szacuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy – jedną dziesiątą tego co w Polsce. W porównaniu z Rosją – najbliższą nam – mieliśmy PKB per capita większy o jedną czwartą.

Łączenie nas z krajami BRIC może wyglądać atrakcyjnie w oczach inwestorów. Faktycznie nasze cele powinny być jednak zupełnie inne. Jeśli chcemy nie tylko być uznawani za kraj ważny dla światowej gospodarki, ale też istotnie nim być, bliżej nam będzie do tego w strefie euro, a nie w BRIC.