Uznając edukację ekonomiczną za niezwykle istotną dla ogółu społeczeństwa, z racji swoich zainteresowań i doświadczeń zawodowych chciałem skoncentrować się na problematyce wyższej edukacji ekonomicznej. Poprzedzę ją jednak dwoma uwagami o przygotowaniu młodzieży do wyższych studiów ekonomicznych.
Jestem przeciwnikiem wprowadzania do szkolnictwa średniego elementów wiedzy ekonomicznej w postaci odrębnego przedmiotu. Szkoła i tak jest przeładowana informacjami opisowymi przekazy- wanymi w sposób powierzchowny. Sądzę natomiast, że zarówno w szkole podstawowej, jak i średniej w wysoce niedostatecznym zakresie uwzględnia się w ćwiczeniach i zadaniach z poszczególnych przedmiotów przykłady nawiązujące do gospodarki rynkowej. Pod tym względem podręczniki szkolne w demokracjach zachodnich wyróżniają się dodatnio. Poza tym odnoszę się pozytywnie do przekazywania wiedzy ekonomicznej poprzez różne kółka zainteresowań, specjalizację klas czy też odczyty.
Druga uwaga odnosi się do przedmiotów ścisłych, w tym głównie matematyki. Mam na myśli nie tylko słuszny postulat obowiązkowego wprowadzenia matematyki na maturze, ale także uświadamianie młodzieży, że nie zrozumie żadnego podręcznika z ekonomii czy finansów bez podstaw matematyki.
W kwestii edukacji nasuwa mi się kilka refleksji.
Po pierwsze mamy w tej chwili „nadprodukcję” absolwentów kierunków ekonomicznych, w większości o bardzo miernym wykształceniu. Przy ogólnie niskiej jakości studiów wyższych ich kompromitujący poziom jest szczególnie widoczny na kierunkach ekonomicznych. Przyczyn jest wiele: łatwość uzyskania dyplomu studiów wyższych, uczelnie zajmujące się rozdawnictwem dyplomów w zamian za niskie czesne, dominacja studiów zaocznych, niska jakość kadry nauczającej, państwowe wyższe szkoły zawodowe, kształcenie ekonomiczne w uczelniach o odmiennym ukierunkowaniu, np. na politechnikach i akademiach rolniczych. Do bolesnej selekcji tej edukacji przyczynią się pracodawcy uwzględniający nie tyle dyplom, ile ukończoną uczelnię oraz posiadaną wiedzę i umiejętności.