Guru już nie ma

Rynek kapitałowy zawsze będzie miał coś z kasyna, mówi prezes BZ WBK AIB Asset Management w rozmowie z Jakubem Kuraszem („Rz”) i Cezarym Szymankiem (Radio PiN)

Publikacja: 25.02.2010 02:52

Guru już nie ma

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

[b]RZ: Patrząc na wydarzenia na parkietach w ostatniej dekadzie, można powiedzieć, że giełda to kasyno.[/b]

To dość ostra ocena, choć w ostatnich dziesięciu latach rynek akcji poruszał się w sinusoidzie: była bańka internetowa, później internetowe otrzeźwienie, potem przyszedł optymizm i znów załamanie, z którego obecnie powoli wychodzimy. Kiedy kupuje się akcje przypadkowych spółek, to osiąga się gorsze wyniki, niż trzymając pieniądze pod materacem. I tu mogę się zgodzić, że rynek przypomina kasyno. Patrząc jednak na instytucje inwestujące z rozmysłem, widać, że ich zyski w ciągu ostatniej dekady były wysokie. Posłużę się naszym przykładem: fundusz Arka Akcji osiągnął od 2000 r. blisko 220 proc. zysku przy wzroście WIG o 120 proc. W portfelu asset management zwrot jest jeszcze wyższy – ponad 700 proc. brutto. I tu nie mogę się zgodzić z panów tezą.

[b]Wobec tego… pięć spółek, które dadzą za dziesięć lat 700 proc. zysku…[/b]

Nie mogę tego powiedzieć, bo tę wiedzę sprzedaję klientom.

[b]A może pan nie wie…[/b]

Wiem. Przecież klientom kupujemy do portfeli konkretne spółki, które naszym zdaniem w perspektywie kilku następnych lat powinny przynieść ponadprzeciętne stopy zwrotu. Jednak nie zarządzamy pasywnie na zasadzie „kup i trzymaj”. Jeśli zobaczę, że któreś z tych drzew-spółek uschnie, to je wykarczuję i posadzę nowe. Co trzy miesiące, kiedy spółki publikują dane, plewię grządki.

[b]Wobec tego, jakie rodzaje roślin z tego giełdowego ogrodu należy teraz otoczyć opieką?[/b]

Teraz atrakcyjne są spółki medialne, których ceny ostatnio mocno spadły.

Interesujące wyceny mają także firmy z sektora energetycznego, chociażby Enea sprzedana po 16 zł przez Skarb Państwa. Można też poszukać w spółkach informatycznych lub obsługujących inwestycje w energetyce.

[b]A które drzewa wyciąć?[/b]

Plewić należy obecnie firmy z branży budowlanej. Tam doszło do mocnego nasilenia konkurencji, szczególnie jeśli chodzi o budownictwo infrastrukturalne, dlatego ciężko jest spółkom osiągnąć sensowne marże.

[b]

Maklerzy często używają zwrotu „spółka ma ciekawą story”. Gdy pojawi się przy jakiejś konkretnej, iść tym tropem?[/b]

To bardzo ważne, żeby rozumieć, dlaczego kupuję te akcje, a nie inne. Co jest fajnego w jej produktach, jaką ma przewagę nad konkurencją, dlaczego ona ma zdobywać rynek szybciej od innych? Trzeba koniecznie wiedzieć, jak taka spółka jest prowadzona, znać jej zarząd. Jeśli kierownictwo jest słabe, to nie wyda ona dobrych owoców.

[b]Ile razy doprowadziliście do zmiany zarządu?[/b]

Na pewno przyczynialiśmy się do tego. Nie zdarza się to jednak zbyt często. Gdy mamy duże udziały w spółce, rozmawiamy z innymi akcjonariuszami, czy zarząd nie powinien zostać wzmocniony.

[b]Kogo wobec tego słuchać na rynku w tych czasach? Po kryzysie większość inwestorów nie ufa już nikomu, żadnemu z dotychczasowych guru.[/b]

A co taki guru oferuje?

[b]Ma przepowiadać przyszłość i zyski, nadawać kierunek inwestorom...[/b]

Nie wierzę, że przy obrocie publicznym, kiedy mamy dostęp do danych, sprawozdań, gdy prasa na bieżąco informuje o sytuacji w spółkach, są ludzie, którzy mają prawo twierdzić, że wiedzą więcej od innych. Autorytetów nie ma, bo nie ma takich ludzi. Nie ma ich, bo nie może być. Dlatego ja nie mam zamiaru prognozować, jakie będą stopy procentowe lub czy za trzy miesiące będzie krach albo hossa. Mnie interesują dobre spółki. Wierzę w to, co mówił Lynch, że jeśli przeanalizujemy sobie dziesięć firm, to jedna z nich okaże się warta uwagi.

[b]Zaraz dojdziemy do wniosku, że pan sam uważa się za guru.[/b]

Nie, nie uważam. Wierzę natomiast w podstawową prawdę, zresztą jak inni najwięksi inwestorzy – chociażby Warren Buffet, że jeśli kupimy spółkę, co do której mamy przekonanie, że będzie dawała coraz większe zyski z roku na rok, że jej branża ma szanse się rozwijać, to ona wyda owoce w postaci istotnego wzrostu ceny. W ciągu roku mamy około 500 – 700 spotkań z różnymi spółkami, zbieramy informacje na ich temat i wybieramy te, które mają największy potencjał.

[b]Rekomendacje wydawane przez biura maklerskie wyrzuca pan pewnie do kosza? [/b]

Broker nie żyje z wydawania rekomendacji, tylko z prowizji od ich obrotów. Dlatego opłaca im się podsycać emocje panujące w danej chwili na rynku – jeśli są zwyżki, euforia, zachęcają do kupowania, jeśli spadki – do sprzedaży. Nie mówię, że robią to cynicznie, ale nie polegam na ich opinii. My nasze zadanie polegające na analizie spółek odrabiamy sami.

[b]Akcje przypadkowo kupionych spółek przyniosą zyski mniejsze, niż gdyby trzymać pieniądze pod materacem… Jak wielu jest zarządzających, którzy mają w swoich portfelach przypadkowe firmy?[/b]

Lepszym określeniem niż „przypadkowość” byłoby „brak filozofii inwestowania”. Są zarządzający, którzy nie mają strategii, stylu zarządzania. Kto ma i kto to robi konsekwentnie, można poznać po owocach, czyli po wynikach.

[b]Są jednak tacy, którzy po prostu naśladują innych.[/b]

Nie wiem, być może tak jest w Warszawie, gdzie zlokalizowana jest większość instytucji finansowych.

[b]Pomaga panu to, że pracuje w Poznaniu, z dala od „warszawskiego city”?[/b]

Sądzę, że tak. Nie mam tych krótkotrwałych podniet, tego całego szumu jest mniej. Tego kasyna…

[b]Nie lubi pan tego, ale… 18 lutego mieliśmy rocznicę minimum na giełdzie. Prognoza na ten rok? [/b]

Na pewno będą duże wahania. Natomiast nie wiem, kiedy będzie najbliższa korekta i ile będzie wynosiła, o co często pytają nas klienci. Zachowuję pokorę wobec rynku. Co więcej, uważam, że nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości.

[b]Prosimy się jednak postawić w sytuacji inwestora, który chce zainwestować na giełdzie 100 tys. zł na rok. [/b]

Mogę mu pomóc od razu – na rok nie powinno się inwestować w akcje. Analizując stopy zwrotu w skali roku, dwóch czy pięciu lat, widzimy, że roczne stopy zwrotu mogą być bardzo zmienne.

[b]Ale patrząc na indeksy i trochę upraszczając wyliczenia, ktoś, kto zainwestował rok temu na giełdzie 100 tys., dziś ma około 170 tys. zł minus podatek Belki.[/b]

Zgadza się, ale należy wziąć pod uwagę wartość oczekiwaną, uwzględniać średnią. Nigdy nie wiadomo, jaki los wylosujesz. W przypadku inwestycji rocznej szanse na sukces są dużo niższe niż na przykład przy pięcioletniej.

[i]—fragmenty rozmowy także w wiadomościach Radia PiN[/i]

[ramka]CV

Krzysztof Grzegorek od maja 1997 r. pełni nieprzerwanie funkcję prezesa zarządu oraz przewodniczącego Komitetu Inwestycyjnego BZ WBK AIB Asset Management, który zarządza portfelami klientów oraz funduszami Arka. Łączna wartość aktywów, którymi zarządza zespół Grzegorka, wynosi 12,3 mld zł. [/ramka]

[b]RZ: Patrząc na wydarzenia na parkietach w ostatniej dekadzie, można powiedzieć, że giełda to kasyno.[/b]

To dość ostra ocena, choć w ostatnich dziesięciu latach rynek akcji poruszał się w sinusoidzie: była bańka internetowa, później internetowe otrzeźwienie, potem przyszedł optymizm i znów załamanie, z którego obecnie powoli wychodzimy. Kiedy kupuje się akcje przypadkowych spółek, to osiąga się gorsze wyniki, niż trzymając pieniądze pod materacem. I tu mogę się zgodzić, że rynek przypomina kasyno. Patrząc jednak na instytucje inwestujące z rozmysłem, widać, że ich zyski w ciągu ostatniej dekady były wysokie. Posłużę się naszym przykładem: fundusz Arka Akcji osiągnął od 2000 r. blisko 220 proc. zysku przy wzroście WIG o 120 proc. W portfelu asset management zwrot jest jeszcze wyższy – ponad 700 proc. brutto. I tu nie mogę się zgodzić z panów tezą.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację