Proponując podwyższenie VAT, do przeważającej większości kolegów ekonomistów dołączył także minister Jacek Rostowski, wyjątkowo uparcie dotąd trzymający się tezy, iż wzrost PKB uratuje finanse.

Wyższe podatki to oficjalne przyznanie się, iż budżet jest w krytycznym stanie. Politycy w końcu dostrzegli, że zbliżanie się zadłużenia państwa do poziomu określanego w konstytucji jako nieprzekraczalny (60 proc. wartości PKB) jest rzeczywiście niebezpieczne.

Reformę wydatków państwowych ignorowano w Polsce od 20 lat. Kolejne rządy – także obecny – stosowały metodę zamiatania problemów pod dywan. Podwyżka VAT o 1 punkt procentowy załata parę dziur w budżecie, ale co zrobimy, jeśli wzrost PKB w 2011 roku będzie niższy od zaplanowanego (w tzw. wieloletnim planie finansowania państwa) poziomu 3,5 proc.? Czy wtedy rząd znów zwiększy stawkę VAT, bo to najłatwiejszy sposób?

Polacy są pewnie w stanie zaakceptować wyższe podatki, ale muszą dostać coś w zamian. Jeśli rząd Tuska oczekuje, że będziemy ponosić dodatkowe koszty, to powinien rozpocząć reformę systemu finansów państwa. Koszty zaniechania reform są ogromne. Według wyliczeń "Rzeczpospolitej" m.in. utrzymywanie obecnego nieefektywnego systemu emerytalnego kosztowało nas od 1999 roku już 74 mld zł. To jedynie 20 mld zł mniej, niż wynosi obecny deficyt sektora finansów publicznych.

Nikt z rozsądnie myślących Polaków nie oczekuje natychmiastowych efektów, ale rząd musi w końcu zrobić w tej sprawie cokolwiek.