Czynią oczywiście starania, ale jak pokazuje historia ostatnich transakcji, ich postępy są słabe. Akcjonariuszem litewskich i czeskich aktywów paliwowych został bowiem Orlen. Słowacki Slovnaft trafił zaś do rąk węgierskiego koncernu MOL. Wprawdzie w akcjonariacie samego MOL ponad 21-proc. pakiet objął rosyjski Surgutnieftiegaz, ale nie na wiele mu się to zdało. Węgrzy sprytnie wykorzystali kruczki prawne, by podczas kolejnych walnych zgromadzeń akcjonariuszy spółki w ogóle nie dopuścić rosyjskiego koncernu do głosu. Co więcej, idą teraz jeszcze dalej. Rząd w Budapeszcie ma odkupić akcje narodowej firmy z rąk kremlowskiej firmy.
Rosjanom marzy się zdobycie przyczółka w Czechach, gdzie na sprzedaż ma być wystawione kilkanaście procent akcji Ceskiej Rafinerskiej (właściciel wszystkich rafinerii w Czechach), ale nawet gdyby im się ta próba powiodła, będzie to zdobycz mizerna. Z całą pewnością nie zaspokoi ich ambicji.
Co w tej sytuacji robią Rosjanie? Zmieniają kierunek. Oto bowiem Rosnieft, najpotężniejszy producent ropy naftowej w kraju, decyduje się na współpracę z Chińczykami. Zawiązana właśnie przez Rosnieft i koncern CNBC spółka joint venture będzie największym tego typu rosyjsko-chińskim przedsiębiorstwem w historii. Tylko w pierwszym etapie funkcjonowania ma zainwestować 5 mld dolarów. Czy marsz na Wschód to alternatywa wobec wejścia do Europy? Na krótką metę może tak. Pamiętajmy jednak, że w Chinach ceny paliw są urzędowo regulowane. Bogata Europa nadal pozostanie więc dla Rosjan znacznie bardziej łakomym kąskiem. I wcześniej czy później także na Starym Kontynencie się zjawią. Tylko teraz być może razem z Chińczykami.