Zwiększa bezpieczeństwo naszych finansów publicznych. Choć jednocześnie pokazuje, że bank centralny i rząd Donalda Tuska coraz bardziej obawiają się światowego kryzysu.

To zresztą dość dziwna historia. Jeszcze w środę informowaliśmy, że eksperci bankowi przewidują, iż wzrost gospodarczy utrzyma się na poziomie nieco wyższym od obecnych 4 proc. Przyszłoroczny deficyt finansów publicznych i dziura budżetowa też będą wyraźnie niższe od tegorocznych. Giełda i wskaźniki makroekonomiczne w Polsce i na świecie cały czas się poprawiają. A jednocześnie coraz większe jest ryzyko, że kolejne kraje strefy euro popadną w takie tarapaty, iż nie będą w stanie pożyczać pieniędzy. Euro słabnie, a wraz z nim rosną obawy o przyszłość wspólnoty walutowej i całej Unii.

Dziś Polska jest oazą spokoju finansowego. Wprawdzie nie reformujemy państwa, mamy strukturalny kłopot ze zbyt wysokim deficytem i szybko zwiększającym się długiem publicznym, ale sytuacja nie jest zła i wciąż można ją stosunkowo łatwo poprawić. Gdyby jednak z jakichś powodów, np. silnego osłabienia czy wręcz rozpadu strefy euro lub gwałtownego osłabienia złotego, zagraniczni inwestorzy przestali kupować nasze papiery, mielibyśmy poważne kłopoty. Pojawiłyby się trudności ze sfinansowaniem bieżących wydatków. Właśnie w takich sytuacjach pomocna będzie linia kredytowa MFW, która sfinansuje nasze potrzeby. Z tego powodu warto zapłacić MFW kilkadziesiąt milionów dolarów (prawdopodobnie około 70 mln) za samą możliwość pożyczki.

Rząd Tuska w ogóle nie chce mówić o zagrożeniach. Gdy na początku tego roku „Rzeczpospolita” donosiła o rozmowach w sprawie linii kredytowej MFW, Ministerstwo Finansów w sposób mało uprzejmy zdementowało tę informację. Wstyd było, że zielona wyspa może się czegokolwiek obawiać? Dbanie o optymizm obywateli to zwykle dobra strategia, bo nie hamuje koniunktury. Ale jednocześnie ludzie powinni wiedzieć, że rośnie ryzyko nadejścia z zagranicy prawdziwego kryzysu.

Lepszą metodą dbania o niezależność kraju od sytuacji na światowych rynkach finansowych są reformy, które ustabilizowałyby nasze finanse. Mniej byśmy wtedy pożyczali i mniej martwili się o to, co o nas pomyślą inni.