Tymczasowa reforma rządu Donalda Tuska

Reformy uzdrawiające państwo muszą kosztować. Im większa potrzeba zbilansowania finansów, tym zmiany są boleśniejsze. Sytuacja gospodarcza Polski nie jest zła, więc trzeba uznać, że kwota niespełna 3 tys. zł oszczędności państwa rocznie przypadająca na rodzinę, w której jest dwoje pracujących (podatników), to nie wygórowana cena.

Publikacja: 08.03.2011 20:06

Tymczasowa reforma rządu Donalda Tuska

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

 

Gdyby obecny rząd wziął się za uzdrawianie państwa  na początku, a nie w końcu kadencji wyrzeczenia byłyby jeszcze mniejsze. Zresztą te koszty, tak jak to w statystyce bywa, są tylko przybliżeniem, które ma pomóc zorientować się nam w rozmiarach oszczędności zaplanowanych przez ministra Jacka Rostowskiego. W tę kwotę jest na przykład wliczony efekt zmian w systemie emerytalnym, czego skutki odczujemy za wiele lat, a także rosnąca akcyza na papierosy (niepalący są zdrowsi i bogatsi) czy zniesienie ulg na biokomponenty do paliwa. W sumie więc rzeczywiste widoczne koszty społeczne bilansowania finansów państwa będą dla wielu rodzin znacznie mniejsze.

 

Trzeba pamiętać jednak,  że ten plan oznacza zahamowanie wzrostu gospodarczego. Nie chodzi tylko o ograniczenie skali działania funduszy emerytalnych i wynikające  z tego gorsze warunki rozwoju giełdy finansującej gospodarkę. Początkowo ważniejsze będzie ograniczenie wydatków na infrastrukturę. Te inwestycje współfinansowane pieniędzmi unijnymi były jednym z czynników, który pozwolił Polsce przetrwać okres światowej recesji.

Najważniejsze jest jednak to, że ten pakiecik zmian nie załatwia do końca żadnego z wielkich problemów naszej gospodarki. Nadal mamy problemy np. z nieprzynoszącymi efektów ulgami podatkowymi, wydatkami na rolnictwo czy niesprawnym systemem wspierania rodziny. Ustawowe ograniczenie wydatków państwa tego wszystkiego nie załatwi.

Plan Rostowskiego ma ponoć pozwolić rządowi na doczołganie się do wyborów bez bolesnych cięć. A potem naród dowie się, jakie ważne reformy są szykowane...

Tylko dlaczego minister, który przez trzy lata nie widział potrzeby zmian, teraz nagle miałby zmienić poglądy? Bardziej prawdopodobne jest, że Bruksela wymusi na nas drobne korekty w wydatkach, a na poważną reformę i wyrzeczenia poczekamy. Do prawdziwego kryzysu. Ale to już nie będzie problem premiera Tuska  i ministra Rostowskiego.

Gdyby obecny rząd wziął się za uzdrawianie państwa  na początku, a nie w końcu kadencji wyrzeczenia byłyby jeszcze mniejsze. Zresztą te koszty, tak jak to w statystyce bywa, są tylko przybliżeniem, które ma pomóc zorientować się nam w rozmiarach oszczędności zaplanowanych przez ministra Jacka Rostowskiego. W tę kwotę jest na przykład wliczony efekt zmian w systemie emerytalnym, czego skutki odczujemy za wiele lat, a także rosnąca akcyza na papierosy (niepalący są zdrowsi i bogatsi) czy zniesienie ulg na biokomponenty do paliwa. W sumie więc rzeczywiste widoczne koszty społeczne bilansowania finansów państwa będą dla wielu rodzin znacznie mniejsze.

Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Jak skrócić tydzień pracy w Polsce
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej