Abyśmy byli jeszcze bardziej efektywni w załatwianiu swoich interesów, powinniśmy występować w możliwie licznym towarzystwie innych zainteresowanych krajów. Dlatego należy zdecydowanie pochwalić inicjatywę rządu Polski zorganizowania spotkania ministrów

Świadomie używam wobec tej zdecydowanej akcji słowa „nachalny", bo jeszcze tydzień temu premier Tusk w Sejmie użył tego określenia stwierdzając, że w sprawie reformy eurolandu nie możemy  wypowiadać się właśnie  w ten sposób, bo nie jesteśmy członkiem tej grupy państw. Na szczęście zmienił zdanie.

Sprawa reformy Unii robi się niezwykle pilna, bo wiele wskazuje na to, że załamanie na giełdach przekształci się w kłopoty całej światowej gospodarki. A jeśli tak się stanie, to wspólne zdrowe zasady prowadzenia finansów publicznych będą niezbędne. Dziś prawdziwe kłopoty mają w eurolandzie tylko trzy niewielkie kraje, a wszyscy się boją, że wspólna waluta tego nie wytrzyma. Wyobraźmy sobie chaos, który powstanie, jeśli kryzys uderzy w któreś z wielkich państw.

Dlatego dobry stan finansów publicznych powinien się stać pierwszoplanowym celem polityki gospodarczej wszystkich krajów. Dotyczy to też Polski. Na pewno, zgodnie ze słowami premiera, jesteśmy przygotowani na kryzys, ale dziś to polega tylko na tym, że państwo ma wystarczająco dużo odłożonych pieniędzy, by uniezależnić się od ewentualnych perturbacji na rynkach finansowych. Jednak w pełni na kryzys przygotowani będziemy tylko wtedy, gdy będziemy umieli zatrzymać wzrost wydatków budżetowych albo nawet zmniejszyć je w sytuacji, gdy zaczną spadać przychody do państwowej kasy.

To oczywiście czarny scenariusz. Jeżeli uda się szybko zreformować Unię, to może najgorsze minie nas bokiem.