Na szczęście dla rolników w zeszłym roku produkcja rolnicza była bardziej opłacalna niż w poprzednich latach, bo ceny skupu produktów rolnych były wyższe niż ceny materiałów do produkcji rolnej. Ale w dochodach rolniczych za dużo jest elementów niemających nic wspólnego z rolnictwem. Tak jak sam wzrost zamożności jest dobrym zjawiskiem, tak struktura tego wzrostu w przypadku rolników - już nie.
Każdy z nas chciałby, by z roku na rok jego dochody rosły w 14-proc. tempie, i to powyżej inflacji. Ba, gdyby jeszcze odsetki lub oprocentowanie lokat tak się zwiększało, mieszkalibyśmy już w krainie dobrobytu, a nie na „zielonej wyspie". Ale jak pokazują dane nawet po takim wzroście, przeciętnie osoba pracująca na roli „na cały etat" zarobiła rocznie 17,5 tys. zł, czyli niespełna 1,46 tys. zł miesięcznie. Nie jest więc krezusem, przynajmniej w porównaniu do mieszkańców większych miast. Jej wynagrodzenie to ok. 65 proc. tego, ile przeciętnie zarabiają inni w gospodarce. Ta poprawa tylko w części wynika z większej wydajności pracy w rolnictwie, czy z wyższej efektywności pracy rolniczej, a w części z kwot przeznaczanych na dopłaty do rolnictwa. W 2004 roku udział dopłat w dochodach rolników wynosił 13,5 proc., a w zeszłym roku było to 45 proc. Dodatkowo, gdy złoty traci na swojej wartości, to rośnie wartość dopłat, czyli dochodów rolniczych. W przyszłym roku więc dochody rolników znowu wzrosną i to bez względu na opłacalność samej produkcji rolniczej.
Gdy politycy zastanawiają się jak zmienić system ubezpieczeń rolników i sposób ich opodatkowania, to warto pamiętać nie tylko o tym, że rosną ich dochody, ale też o strukturze tego wzrostu.