Styczniowe ożywienie na rynkach. Polityka EBC

Poszukiwanie takiej polityki, która godzi przywracanie równowagi makroekonomicznej z podtrzymywaniem wzrostu gospodarczego, przypomina próbę zbudowania perpetuum mobile

Publikacja: 09.02.2012 00:07

Styczniowe ożywienie na rynkach. Polityka EBC

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

W końcu stycznia zapadła przejmująca cisza w ekonomicznym Hyde Parku specjalizującym się w czarnych prognozach i katastroficznych analizach makroekonomicznych. Stało się tak za sprawą nieprzewidzianego styczniowego ożywienia na rynkach finansowych. Wzrosły kursy akcji, spadła rentowność papierów skarbowych, umocniła się waluta europejska.

Przełożyło się to na wzrost wskaźników PMI dla całego eurolandu, zwłaszcza Niemiec. Nawet z tajnych negocjacji między bankami a rządem Grecji zaczęły wyciekać informacje o możliwym porozumieniu w sprawie kolosalnej redukcji długu i równie kolosalnej obniżki rentowności nowych kuponów.

Naiwnością byłoby przypuszczać, że kryzys, a przynajmniej najgorszą jego fazę, mamy już za sobą. Ale oczywiście lepiej, że na rynkach, a w ślad za nimi w sferze realnej, pojawiło się ożywienie, choćby okresowe, niż gdyby sytuacja dalej miała się pogarszać.

Wszyscy, choć niektórzy ze sporym niesmakiem, muszą przyznać, że do styczniowego ożywienia przyczyniła się decyzja EBC o półbilionowej aukcji trzyletnich LTROs oraz zapowiedź powtórzenia takiej operacji w końcu lutego na jeszcze większą skalę. Jest to argument wspierający zwolenników wykorzystywania polityki monetarnej do łagodzenia europejskiego kryzysu fiskalnego oraz euroizacji długu. Jest to też argument dla tych, którzy twierdzą, że same ograniczenia budżetowe nie wystarczą do uratowania gospodarek europejskich i dlatego powinny być prowadzone tylko w takiej skali, aby nie zdusić dynamiki produkcji.

Poszukiwanie takiej polityki, która godzi przywracanie równowagi makroekonomicznej z podtrzymywaniem wzrostu gospodarczego, przypomina próbę zbudowania perpetuum mobile. W najlepszym razie możliwe jest skonstruowanie takiego mechanizmu, który przez pewien czas jakoś będzie się kręcił.

W dyskusję, jak zbudować ten mechanizm, wpisuje się list ministra Jacka Rostowskiego „Do przyjaciół ekonomistów". Szef naszego resortu finansów opowiada się w nim za postępowaniem gradualnym. Z dwóch powodów. Po pierwsze, twierdzi, że jesteśmy dojrzałą demokracją i nie potrzebujemy terapii szokowej. Po drugie, jego zdaniem gdybyśmy chcieli dokonać wielkiego skoku reformatorskiego, groziłoby to recydywą populistyczną przy następnych wyborach.

W argumentacji tej można zauważyć brak logiki. Bo skoro jesteśmy dojrzali, to nie powinniśmy być populistyczni. Mimo to z hasłem „stopniowy przełom bez terapii szokowej" jestem skłonny się zgodzić. Głównie z powodów wyłożonych wyżej.

Stopniowa redukcja deficytu (wciąż nie jestem pewien, czy ścieżka sugerowana przez Komisję Europejską nie jest zbyt stroma) daje większą szansę na to, aby cięcia wydatków sektora publicznego nie zmniejszyły nadmiernie popytu globalnego, a zwłaszcza inwestycji centralnych i samorządowych współfinansowanych przez Unię. Daje także czas, aby nieuniknioną lukę popytową mogły wypełnić inwestycje prywatne.

Myślę, że z zależności tej zdają sobie sprawę dwaj polemiści ministra: Ryszard Petru (który w zasadzie go popiera) i Krzysztof Rybiński (który ministra głównie obśmiewa). Sądzę, że tak naprawdę obydwu panów różni jedno: Petru wierzy Rostowskiemu, a Rybiński nie wierzy.

Ja wierzę. Po prostu nie mam wyboru. Każdy inny scenariusz byłby bowiem dość czarny.

W końcu stycznia zapadła przejmująca cisza w ekonomicznym Hyde Parku specjalizującym się w czarnych prognozach i katastroficznych analizach makroekonomicznych. Stało się tak za sprawą nieprzewidzianego styczniowego ożywienia na rynkach finansowych. Wzrosły kursy akcji, spadła rentowność papierów skarbowych, umocniła się waluta europejska.

Przełożyło się to na wzrost wskaźników PMI dla całego eurolandu, zwłaszcza Niemiec. Nawet z tajnych negocjacji między bankami a rządem Grecji zaczęły wyciekać informacje o możliwym porozumieniu w sprawie kolosalnej redukcji długu i równie kolosalnej obniżki rentowności nowych kuponów.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację