W reakcji na słowa Bernankego, mocno zaczęły drożeć akcje na Wall Street, a potem innych światowych giełdach.

Ilościowe luzowanie to nic innego jak drukowanie pieniędzy, które następnie trafiają do amerykańskich banków. W założeniu Fedu, te środki powinny zostać przeznaczone na kredyty dla przedsiębiorstw, które zainwestują je w zwiększenie produkcji lub rozwój usług, a to z kolei spowoduje wzrost zatrudnienia i pobudzi gospodarkę.

Amerykański bank centralny przeprowadził już dwie rundy QE w latach 2009-11 r., ale ich efekty były dalekie od oczekiwań. Banki chętnie wzięły wydrukowane dolary, ale zamiast na kredyty, przeznaczyły je na spekulacyjną grę na rynkach surowców i akcji. W efekcie ceny akcji, ropy, miedzi i produktów żywnościowych poszybowały w górę na giełdach, a banki mogły pochwalić się gigantycznymi zyskami. Te zyski z pewnością miały pewien wkład we wzrost amerykańskiego PKB, ale główny cel, czyli zmniejszenie bezrobocia, nie został osiągnięty. Zapewne podobnie będzie teraz, chociaż można spodziewać się, że Fed nieco zmodyfikuje zasady trzeciej rundy QE.

Dużo lepiej, jeśli chodzi o osiągnięcie zakładanego celu, poszło Europejskiemu Bankowi Centralnemu, który „wydrukował" bilion euro w ramach dwóch operacji LTRO. EBC dał bankom strefy euro tanie pożyczki po to, aby zaczęły kupować obligacje Portugalii, Hiszpanii i Włoch, których w związku z nadmiernym zadłużeniem tych krajów i obawami o ich wypłacalność nie chciały wcześniej nabywać. Wprawdzie większość środków uruchomionych w ramach LTRO banki wolały bezpiecznie ulokować z powrotem w EBC, ale za to rządy w Rzymie i Madrycie mogły po w miarę rozsądnych kosztach finansować swoje deficyty.