W czasie, gdy cały świat zastanawia się nad przyszłością zaangażowanych w proceder masowego udzielania złych kredytów banków, sposobami spłaty wielkich długów państwowych, właściwą strategią działania rządów i banków centralnych, groźbą rosnącego bezrobocia i frustracją coraz silniej spolaryzowanych społeczeństw – my mamy własny temat, który wstrząsa podstawami gospodarki. Temat ogródków działkowych.
Pracownicze ogródki działkowe to z jednej strony żyjący anachronizm. Przyszły do nas z Niemiec, gdzie ich powstanie towarzyszyło XIX-wiecznej industrializacji. Przenoszący się masowo ze wsi do miast proletariusze marzyli o kawałku własnej ziemi, potrzebnej nie tylko dla uzupełnienia skromnych robotniczych pensji własnymi warzywami i owocami, ale również dla poczucia, że choć na tym maleńkim kawałku gruntu są „na własnym", a spędzane na nim wolne chwile przypominają nieco utracone wiejskie życie. Potem przyszły jeszcze dwie wojny światowe i towarzyszący im głód, które spowodowały, że na ogródki działkowe zaczęto również patrzeć jako na żelazną rezerwę, która pozwoliła niemieckim mieszczuchom przetrwać ciężkie czasy (Brytyjczycy wykorzystywali w tym celu nie tylko ogródki działkowe, ale również obsadzane warzywami pola golfowe).
W miarę jednak tego, jak rosły pracownicze pensje, przestawał grozić głód, a w społeczeństwach zacierały się wspomnienia dawnych migracji ze wsi do miast, ogródki działkowe stopniowo traciły swoje głębokie ekonomiczne i społeczne uzasadnienie. Stawały się bardziej sposobem realizacji przez wielu mieszkańców miast ogrodniczego hobby i szansą zdrowego spędzania czasu na świeżym powietrzu. To oczywiście też ważne, ale już nie aż tak istotne jak dawniej.
W Polsce – jak to w Polsce – pokrętna historia sprawiła, że sprawy nie potoczyły się tak prosto jak na zachodzie Europy. Z jednej strony, choć migracja ze wsi do miast i masowa industrializacja również i u nas należą do przeszłości, rola pełniona przez ogródki działkowe wydaje się wciąż ważna. Argumentów o tym, że dla kilku milionów uboższych ludzi, których nie stać na wakacyjne wyjazdy, stanowią one może jedyną szansę odpowiedniego wiosenno-letniego wypoczynku, nie da się łatwo zbyć milczeniem. Podobnie jak stwierdzenia, że przy skromnych budżetach większości rodzin emerytów lub niewykwalifikowanych pracowników własne warzywa i owoce stanowią istotne uzupełnienie ich konsumpcji.
Z drugiej jednak strony, nawet to nie upoważnia do utrzymywania odziedziczonego po komunizmie systemu, w którym „organ społeczny" (czyli Polski Związek Działkowców) zostaje na mocy ustawy państwem w państwie, a lokalnym samorządom (było nie było, w większości przypadków właścicielom gruntu) nie tylko odbiera się wszelkie prawa, które w normalnym świecie należą się właścicielowi oraz wszelkie dochody z tego tytułu, ale w dodatku każe się wypłacać rekompensaty w przypadku roszczeń do gruntu osób trzecich.