Inwestorzy nie załamują jednak z tego powodu rąk. Mimo kiepskich danych, Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu zamknął się 0,35 proc. na plusie.
Słabych danych spodziewano się bowiem od dawna. O spowolnieniu gospodarczym w ChRL analitycy trąbią co najmniej od roku. Poza tym, część danych sugeruje, że sytuacja może się poprawić w drugim półroczu. Część inwestorów ma nadzieję, że Ludowy Bank Chin oraz rząd będą interweniować, by podtrzymać słabnący wzrost. Poza tym 7,6 proc. nie jest jeszcze dramatycznie wolnym tempem przyrostu PKB, gdy spadnie ono poniżej 7 proc. dopiero wtedy będzie można mówić o poważnym problemie dla chińskich władz. Koniunktura będzie wówczas zbyt słaba, by zapewnić wystarczający przyrost zatrudnienia, co może skutkować protestami społecznymi.
Ponieważ totalitarna, zżyta z biznesem elita chińskiej partii komunistycznej obawia się gniewu ludu (obecnie dochodzi w Chinach do 150 tys. strajków, protestów i innych przejawów gniewu społecznego rocznie) , a w tym roku będziemy mieli do czynienia ze zmianą władzy na partyjno-państwowym Olimpie, możemy się spodziewać, że władze zadbają o to, by wzrost gospodarczy nie zwolnił zbyt mocno. Chiny – w odróżnieniu od większości państw Zachodu – wciąż dysponują wystarczająco silnymi narzędziami do stymulowania gospodarki. Na pewno sobie poradzą.
Co wynika z chińskiego spowolnienia dla Europy? Korzystnym skutkiem jest na pewno spadek cen surowców. Niekorzystnym to, że chiński popyt nie podtrzymuje już w takim stopniu jak dotychczas niemieckiej gospodarki - a pośrednio również polskich podwykonawców pracujących na potrzeby niemieckich spółek. Długofalową korzyścią może być jednak upadek niebezpiecznej iluzji, że Chińska Republika Ludowa uratuje strefę euro. Wyzbycie się oczekiwania na „dobrych wujków z Pekinu" być może sprawi, że kanclerz Merkel wreszcie weźmie się poważnie za walkę z kryzysem w Europie.