Można sobie wyobrazić, jak rozbieżne mogą być wnioski i interpretacje, gdyby stłumienie powstania Spartakusa (71 r. p.n.e.) oceniać jako jawne pogwałcenie Deklaracji Praw Człowieka (ONZ, 1948 r.). Może jest trochę przesady w tym przykładzie, ale zasadę widać klarownie. Ta logika przełożona na zachowania kredytowe banków oznacza, że patrząc z perspektywy kryzysu, w czasie dobrej koniunktury nie należało udzielać kredytów wcale albo według prastarej zasady bankowości jedynie „temu, kto ich nie potrzebuje".
I takie podejście widać ostatnio przy pretensjach kierowanych do banków pod hasłem, dlaczego udzielały kredytów firmom budowlanym, które wygrały superkontrakty na budowę autostrad i innej infrastruktury. Podobnie kilka lat temu udzieliły tak dużo kredytów hipotecznych, a dzisiaj klienci mają problemy z ich spłatą. Może nawet same banki też przypłacą to nadmiernymi rezerwami i wtedy może się z tego zrobić problem już nie tylko banków.
Otóż te same media i inni krytycy-prezentyści cztery–pięć lat temu wytwarzali na banki oraz na nadzory ogromne ciśnienie dla udzielania kredytów na własne mieszkanie lub dom. I to najlepiej we frankach szwajcarskich, i w dodatku na 30 lat. A wszelką wstrzemięźliwość banków i KNF w tym zakresie piętnowano, zawstydzając, że w czasie tak doskonałej koniunktury (jaka wtedy była) nadmierna ostrożność hamuje postęp i rozwój cywilizacyjny.
Można powiedzieć, że oczywiście takie instytucje, jak banki czy ich nadzór, nie powinny ulegać presji, nawet tzw. wpływowych mediów czy innych czynników. Owszem, nie powinny, ale wtedy oskarżono by je, że żyją w próżni społecznej i nie dostrzegają najważniejszych potrzeb. A rozsądek nakazywałby, aby przypomnieć sobie lub odtworzyć te warunki i atmosferę, które towarzyszyły boomom kredytów hipotecznych lub budowlanych.
Ale takiej rzeczowej analizie przeszkadza właśnie prezentyzm.