Nikt nie wymyślił jeszcze lekarstwa, by przywrócić do równowagi schorowany organizm gospodarczy, a stosowane dotąd powodowały co prawda nieznaczną poprawę krążenia, ale kosztem zapalenia płuc. Wszystkie miały nieprzewidywalne skutki uboczne. Dlatego w tych czasach obniżka stóp wcale nie musi pomagać słabnącej gospodarce, tak jak podwyżka nie skutkuje obniżaniem inflacji.

Inflacja, od kilku lat i coraz bardziej dotkliwie odczuwana przez polskie rodziny, w niewielkim stopniu zależała i zależy od wysokości stóp procentowych NBP. Jej przyczyną są wciąż utrzymujące się tak zwane szoki zewnętrzne – drożejąca na całym świecie żywność i surowce, zwłaszcza energetyczne. Podkreślała to zresztą w komunikatach przez cały poprzedni rok nasza Rada Polityki Pieniężnej. Nie miała oręża, by walczyć z inflacją. Dlatego też podwyżka stóp w maju miała co najwyżej symboliczny sens.

Jeżeli RPP obniży w najbliższym czasie stopy, to zmniejszą się raty kredytów. To prawda. Tych złotowych, bo walutowych mogą wzrosnąć, jeśli cięcie stóp – zgodnie z logiką – osłabi złotówkę. Najpierw jednak – na pewno – zmniejszy się oprocentowanie depozytów. Oszczędności więc, wobec rosnącego bezrobocia i braku perspektyw na poprawę sytuacji gospodarstw domowych, będą przeznaczane na bieżące wydatki. Chciałbym zobaczyć bank, który tracąc i tak szczupłą już bazę depozytową, będzie faktycznie skłonny zmniejszyć koszt pieniądza. Obniżka stóp, im szybsza i głębsza, może mieć też skutki uboczne.