Sytuacja części przemysłu motoryzacyjnego w Europie staje się dramatyczna. W tym roku do września włącznie liczba rejestracji spadła o 8 procent. Także w kraju rosną naciski na rząd, „by coś z tym zrobił". Co ma zrobić? Kupić Fiata?
Peugeot próbuje we Francji zamknąć nieefektywną fabrykę zatrudniającą kilka tysięcy ludzi. Saab padł. Volvo ma problemy. Fiatowi w Tychach grozi redukcja załogi o połowę, bo produkcję Pandy Włosi przenieśli do Włoch, mimo że im się to ekonomicznie nie opłaca. Opel też ma problemy, a jego właściciel - General Motors - zapowiedział, że wreszcie musi się pozbyć strat i zamknąć kilka fabryk; na razie ogranicza produkcję, niestety także w Gliwicach.
Problem polega bowiem na tym, że w Europie, zwłaszcza zachodniej, rynek jest z grubsza nasycony. Natomiast mimo spadku produkcji nadal istnieje znaczna, szacowana nawet na ok. 30 procent nadwyżka mocy produkcyjnych. Gdy jednak wczytać się w statystyki widać wyraźnie, że kondycja poszczególnych producentów i popyt na ich samochody jest dramatycznie różny. To oznacza jedynie, że proces rynkowy wypchnie najsłabszych za burtę, tak jak to się działo i dzieje w wielu innych branżach. Zostaną silni, konkurencyjni, innowacyjni.
Wśród firm działających w Europie trzymają się dobrze producenci niemieccy (Volkswagen, Audi, Skoda, Mercedes, BMW), a obok nich Toyota, Hyundai i Kia. Wszyscy notują wzrost rejestracji sprzedanych samochodów lub minimalny tylko spadek. Marnie natomiast wiedzie się takim markom (firmom) jak Peugeot, Fiat, Seat (grupa Volkswagena), Renault (ale nie Dacia), Mazda i Mitsubishi. Jak widać z tego zestawienia marek nie ma prawidłowości, że Japończyk potrafi, a Europejczyk nie. Jedni potrafią, a inni nie. Jedni trzymają wygórowane płace, jak we Francji i u Seata, a inni zainwestowali we wschodniej Europie (Koreańczycy, Renault w Rumunii), albo mają tak doskonałą reputację, że kryzys im niestraszny (Niemcy). Po drugie, problemy wynikają przede wszystkim ze spadającej sprzedaży samochodów w krajach południowej Europy, we Francji i Belgii, zatem tam, gdzie przepisy dotyczące płac i rynku pracy są najbardziej sztywne i gdzie po okresie rozpusty przyszedł czas zaciskania pasa. Żadne manipulacje rządowo-polityczne temu nie zaradzą.