Change money

Od dobrego pół roku wielu analityków mikro i makro, z ogromną troską w głosie (piórze?) przepowiada osłabienie złotego

Publikacja: 11.12.2012 23:39

Change money

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Towarzyszy temu wielki smutek, gdyż w powszechnym przekonaniu mocny pieniądz krajowy (mierzony kursem wymiany do walut referencyjnych) jest objawem zdrowia gospodarczego, a słaby wprost przeciwnie.

Tylko co to znaczy, jeśli pieniądz ciągle się umacnia w relacji do innych równie mocnych?

Weźmy franka szwajcarskiego. Tylko spróbujcie Szwajcarom powiedzieć, że jest to dobra sytuacja. Już od kilku lat jeżdżą na zakupy do sąsiednich państw, a obecnie zaczynają przenosić produkcję do krajów ze słabą walutą, bo nie mogą nic wyeksportować z własnej produkcji. Więc modelowo osiągamy optimum – czyli wymarzoną mocną walutę, a w realu gospodarka się osłabia.

Znacznie łatwiej jest zilustrować tezę, że słaba waluta jest oznaką chorej gospodarki. Słabnący pieniądz bowiem, czyli spadający kurs wymiany jako długookresowa tendencja, jest wyrazem kiepskiej kondycji gospodarki i w przypadku osiągnięcia niskich lub bardzo niskich poziomów prowadzi do zawieszenia rozliczeń zagranicznych w tym pieniądzu. A to jest niewątpliwie objaw słabości gospodarki albo nawet jej załamania. Zatem zarówno waluta za mocna, jak i za słaba nie są stanami optymalnymi.

Gdzie tkwi problem? Optymalny poziom kursu pieniądza krajowego do walut referencyjnych to nie jest spadająca liczba jednostek przypadająca w wymianie na jednostkę. Optymalnym poziomem jest kurs stabilny, przy którym osiągane są równowagi cząstkowe, a w szczególności równowaga bilansu płatniczego. A więc czym innym jest dynamika, a czym innym stan.

Jeśli waluta się osłabia, zmierzając w kierunku optymalnego kursu, to nie jest wyrazem niekorzystnego stanu gospodarki, tylko raczej korekty we właściwym kierunku. Czyli osłabianie nie zawsze jest zjawiskiem negatywnym. Ważne jest, do jakiego poziomu i czy na nim się zatrzyma. Podobnie z umocnieniem.

A jak jest ze złotym? Osłabienie wobec euro do poziomu 4,3–4,4 byłoby korzystne dla eksportu, a nie miałoby jeszcze skutku inflacyjnego spowodowanego podrożeniem importu. Może jest to bliskie kursu optymalnego.

Skąd zatem taki strach przed osłabieniem? Czy analitycy nie znają tych w sumie prostych zasad?

Oczywiście znają, ale bardzo często teoria miesza się im z przyziemnymi sprawami własnymi.

I tę sprawę oceniają przez pryzmat swoich wydatków zagranicznych.

Obecnie kalkulują koszty wyjazdów narciarskich. Przy takim podejściu osłabianie kursu złotego to wyższe koszty, czyli źle, natomiast umacnianie waluty nie ma żadnej granicy.

Tekst wyraża poglądy autora, a nie instytucji, z którą jest związany

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację