Jednym z najważniejszych wydarzeń ubiegłego roku było ogłoszenie przez premiera Donalda Tuska planów powołania spółki Polskie Inwestycje Rozwojowe (PIR), przy jednoczesnym istotnym dokapitalizowaniu Banku Gospodarstwa Krajowego akcjami spółek należących do Skarbu Państwa. Można mieć różny pogląd na pomysły ingerowania strony publicznej w procesy gospodarcze, ale z pewnością nie sposób nie pochylić się nad tym interesującym projektem, zwłaszcza że na nadmiar ciekawych pomysłów gospodarczych w ostatnich latach z pewnością nie możemy narzekać.
Z punktu widzenia ortodoksji liberalnej projekt jest o tyle interesujący, że przyśpiesza proces prywatyzacji. Zakłada on bowiem sprzedaż należących do Skarbu Państwa akcji takich firm, jak: PKO BP, PZU, PGNiG czy PGE, wprawdzie przy zachowaniu kontroli państwa, ale przy istotnej redukcji jego udziału w akcjonariacie. Można by więc uznać od biedy (bo przecież nie o prywatyzację majątku publicznego tutaj chodzi), że powstanie PIR przyśpieszy dokończenie prywatyzacji spółek, nie wiedzieć czemu, uznawanych dotychczas za strategiczne. Powinno się to przyczynić do większej racjonalności ich zarządzania i w efekcie lepszej efektywności, przekładając się w istocie na wzrost ich wartości dla (wszystkich) akcjonariuszy, a o to przecież w gospodarce rynkowej chodzi.
Niemiecka solidność
Pomysł na istotne dokapitalizowanie państwowego banku wspierającego realną gospodarkę długim, często „miękkim" pieniądzem czy też instytucji publicznej angażującej swoje kapitały we wspieranie inwestycji infrastrukturalnych nie jest niczym nowym w skali europejskiej. Warto przyjrzeć się sprawdzonym rozwiązaniom w innych krajach, by lepiej zdać sobie sprawę z szans, ale też i zagrożeń realizacji tej idei w Polsce.
Od wielu lat pozytywnym przykładem banku publicznego wspierającego gospodarkę, ale głównie prywatną, jest niemiecki bank rozwoju KfW. Jest to instytucja bardzo specyficzna, której funkcjonowanie regulowane jest specjalną ustawą. Bank ten nie płaci podatków, a jego zyski w całości zwiększają jego fundusze własne.
Ponieważ te zyski w ostatnich latach były niemałe (za 2012 r. wyniosły ponad 2 mld euro), bank ten w międzyczasie stał się po Deutsche Banku drugą największą instytucją finansową Niemiec. To poniekąd jest źródłem jego problemów, gdyż jego akcjonariusze (80 proc. rząd federalny, 20 proc. kraje związkowe) chcą zmienić ustawę o KfW i mieć możliwość wypłaty dywidend, zwłaszcza że kapitały KfW przekroczyły niebotyczną kwotę 80 mld euro. Zapewne tak się też stanie.