Ale to jednak nie znaczy, że kobiety muszą konieczne zostać na siłę wepchnięte do władz spółek skarbu państwa, bo tak jest politycznie poprawnie.
Swój pomysł na obecność kobiet we władzach spółek Skarbu Państwa ma Kongres Kobiet, który pracuje nad listą profesjonalistek gotowych do objęcia tych funkcji. Kongres chce wyłonić osoby odpowiednie i odpowiedzialne. Nadzieję na to, że plan ten się powiedzie daje fakt, że liderki Kongresu Kobiet tym razem mówią o mądrych ludziach, a nie o proporcjach, procentach czy liczbach.
Najczęściej tak właśnie jest na świecie w najlepiej prosperujących firmach prywatnych. Indra Nooyi została wybrana prezesem PepsiCo, a Anne Mulcahy prezesem Xeroxa nie dlatego, że był potrzebny parytet, tylko dlatego, że każda z nich była po prostu najlepszym kandydatem. Mulcahy ustąpiła później, bo była chora, ale na jej miejsce bezkonfliktowo wskoczyła Ursula Burns, bo znała firmę jak mało kto. Podobnie jak wcześniej Nooyi, była bowiem wiceprezesem firmy ds. finansowych.
Rada nadzorcza, w obydwóch przypadkach w większości złożona z mężczyzn, nie myślała w PepsiCo i Xerox o parytetach, podobnie zresztą jak akcjonariusze, którzy oczekiwali dywidend. I z parytetem to nie miało nic wspólnego.
Nie można kobiet siłą wpychać do władz spółek, bo tak ponoć byłoby sprawiedliwie. Na taki pomysł parytetu kobiety powinny odpowiedzieć stanowczo: „Nie, dziękujemy". Bo ta propozycja jest dla nich po prostu obraźliwa.