Najlepszym świadectwem tego przyzwyczajenia są oświadczenia majątkowe ministrów polskiego rządu. Dwóch z nich (a zapewne i sam premier) wpisało do oświadczeń jednostki OFE, wyraźnie uważając je za swoje prywatne pieniądze.
A to jest pogląd absolutnie przeciwny twierdzeniom ministra Jacka Rostowskiego, który uważa, że OFE to publiczne środki, do których obywatele nie powinni się przyzwyczajać. A przez to daje do zrozumienia, że publiczne pieniądze to takie, które można roztrwonić.
W tym sposobie rozumowania kryje się błąd ministra. Ten uznany profesor zachodniej uczelni, zamiast prowadzić politykę zaciskania pasa w czasach kryzysu, chce bowiem wydać nasze oszczędności.
Postawa ministra prowadzi do niszczenia społecznego przekonania o potrzebie oszczędzania. W końcu skoro sam minister finansów mówi, że nie warto odkładać pieniędzy, to dlaczego ludzie mają czegokolwiek sobie odmawiać? Niech zaraz wydają wszystko, co zarobią, a zmartwienia o przyszłość zostawią potomnym.
Minister przy okazji manipuluje faktami. Twierdzi, iż system jest zły, bo OFE pobrały zbyt dużo pieniędzy za swoje marne usługi i dodatkowo – co nie jest prawdą – nie chcą nam wypłacać emerytur dożywotnio.