Lud zatańczy na linie

Batalia o Polskie Koleje Linowe budziła emocje nie tylko na Podhalu. Jak zwykle przy takiej operacji kontrast pojawił się zarówno między frakcjami różnych stron, jak i różnych kolorów. Nowy właściciel kolejki na Kasprowy ma przed sobą wiele niebezpiecznych wyzwań.

Publikacja: 23.05.2013 13:03

Jarosław Anusz

Jarosław Anusz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Chętnych na PKL, która jeszcze w 2011 r. miała ponad 9 mln zł zysku netto było wielu. Kilkanaście podmiotów, w tym zagranicznych, zwęszyło interes w przejęciu kontroli nad modernizującym się ciągle turystycznym przewoźnikiem. Wśród firm z apetytem na PKL pojawiły się także instytucje finansowe.

Słowacy liczyli na stworzenie kompleksu, który będzie działał w trzech krajach w Tatrach Niskich i Wysokich. Austriacy byli chętni na przejęcie infrastruktury turystycznej w polskich górach, ceniąc olbrzymie walory i nieskazitelność naszej przyrody.

Polacy natomiast bez pardonu zaczęli się zwyczajnie spierać.

Pojawiły się głosy negujące prywatyzację i możliwość oddania spółki, która przewozi około 6 mln pasażerów rocznie w obce ręce. Frakcje prawicowe chciały by udziały PKL od właściciela, czyli PKP S.A., odkupił skarb państwa. Wśród propozycji pojawił się także zakaz sprzedaży PKL przez kilkadziesiąt lat.

Z drugiej strony jednak nieustępliwie badano firmy, które mogą wejść w posiadanie naszego górskiego dobra narodowego.

Transakcja sprzedaży kolei na Kasprowy, Gubałówkę i siedmiu innych kolejek linowych, siedmiu wyciągów narciarskich, pięciu zjeżdżalni oraz 100 ha tras narciarskich wzbudziła zainteresowanie ekologów. Zieloni oraz resort środowiska wyrazili zaniepokojenie, że przejęcie PKL przez prywatnego inwestora będzie stanowiło poważne zagrożenie dla ekosystemu, który gości na swoim terenie obiekty PKL.

Spółka bowiem chełpiła się w swojej misji, że duże znaczenie ma dla niej ochrona środowiska zwłaszcza, że niektóre z obiektów zlokalizowane są na terenach objętych ścisłą ochroną. PKL przekazywała środki finansowe na ten cel.

Jak jednak mamy rozumieć sprzedaż PKL spółce założonej przez podkarpackie samorządy?

Nowy podmiot, czyli Polskie Koleje Górskie wygrał wyścig i za 215 mln zł odkupił udziały od PKP. Finansowanie transakcji zapewnić ma fundusz inwestycyjny Mid Europa Partners.

Ciekawym zabiegiem jest dopuszczenie w ramach Akcjonariatu Obywatelskigo mieszkańców Podhala. W wyniku tej decyzji społeczność lokalna będzie mogła decydować o przyszłości nowej spółki i jej działań.

Oddanie PKL w ręce podhalańskich samorządów, czyli Miasta Zakopane oraz Gmin: Bukowina Tatrzańska, Kościelisko i Poronin może oddalić zakusy roszczeń reprywatyzacyjnych dawnych właścicieli gruntów położonych w Tatrach, na terenie których leży infrastruktura kolejowa.

Górale zapowiedzieli bowiem wcześniej, że w przypadku sprzedaży PKL złożą pozew zbiorowy o unieważnienie decyzji wywłaszczających ich z gruntów.

W infrastrukturę trzeba jednak dalej inwestować i bardzo możliwe, że kolejne 200 mln zł może być potrzebne, aby świadczyć usługi turystyczne na europejskim poziomie. Tylko bowiem wtedy możemy liczyć na napływ turystów z zagranicy i zatrzymać Polaków w polskich górach.

Pieniądze będą też potrzebne do przeciwdziałania zanieczyszczeniom oraz utrzymywania i przywracania elementów przyrodniczych do właściwego stanu.

Turystom nadal pozostaje nadzieja na wprowadzenie jednego karnetu na obiekty byłego PKL, którego cena nie będzie wygórowana. Trzeba liczyć, że nowa spółka będzie dobrze zarządzana. Inaczej nie uda się wprowadzić nowych standardów obsługi i wyjść naprzeciw oczekiwaniom coraz bardziej nowoczesnych form uprawiania turystyki.

Samorządy z kolei wzięły sobie na barki odpowiedzialność za rentowność nowej spółki oraz współpracę z podmiotem finansującym zakup. Muszą liczyć się również z ewentualnymi sporami, które mogą pojawić się w związku z dopuszczeniem obywateli Podhala do procesów decyzyjnych. Niejednokrotnie spory między góralami wstrzymywały inwestycje, a wewnętrzne spory odstraszały ceprów, gotowych zostawić na południu Polski trochę gotówki.

Pozostaje mieć nadzieję, że sąsiad zgodzi się z sąsiadem, a decyzja o zatrzymaniu w polskim władaniu Polskich Kolei Linowych, których historia sięga 1935 r. przyniesie wymierne rezultaty dla turystów, samorządów i matki natury.

W końcu są pewne niezbywalne dobra takie jak piękno krajobrazu, czy zadowolony narciarz i góral.

Chętnych na PKL, która jeszcze w 2011 r. miała ponad 9 mln zł zysku netto było wielu. Kilkanaście podmiotów, w tym zagranicznych, zwęszyło interes w przejęciu kontroli nad modernizującym się ciągle turystycznym przewoźnikiem. Wśród firm z apetytem na PKL pojawiły się także instytucje finansowe.

Słowacy liczyli na stworzenie kompleksu, który będzie działał w trzech krajach w Tatrach Niskich i Wysokich. Austriacy byli chętni na przejęcie infrastruktury turystycznej w polskich górach, ceniąc olbrzymie walory i nieskazitelność naszej przyrody.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację