Pewną popularnością w czasach kryzysowych cieszy się pogląd, że mechanizmy demokratyczne mogą przynosić niszczące efekty gospodarcze. Spotkałem się z nim wśród studentów, kiedy prowadziłem niedawno wykład w jednej z fundacji. Podobną sugestię zdawał się przedstawiać publicysta Piotr Aleksandrowicz przed tygodniem na stronie internetowej „Rz". Uważam, że to pogląd błędny. A a ponieważ umacnianie instytucji demokratycznych uważam za absolutnie kluczowy warunek rozwoju Polski, postanowiłem zamieścić kilka zdań polemiki.
„Demokracja okazuje poważne słabości jeżeli chodzi o efekty gospodarcze" – pisał Aleksandrowicz, powołując się na innego autora i jakby będąc mu przychylnym. Przywołuje wyniki badań, które pokazują, że politycy podejmują szkodliwe decyzje w okresie wyborczym. I przekonuje, że wartoby rozważyć premiowanie polityków za efekty gospodarcze. Nie jest naturalnie wrogiem demokracji, ale patrzy na pewne jej aspekty podejrzliwie.
Frustrację autora z niemocy politycznej, jaskrawie bijącej w oczy w Europie, rozumiem. Ale mam kilka solidnych argumentów wskazujących, że z demokracją i politykami nie jest tak źle. Po pierwsze, oprócz malutkiego Singapuru wszystkie najbardziej rozwinięte kraje świata są demokracjami. To samo w sobie nie musi jeszcze oznaczać, że demokracja prowadzi do dobrobytu. Ale w ekonomii panuje quasi-konsensus, że tak właśnie jest. Badania noblisty Douglassa Northa, a także takich ekonomistów czy politologów jak Daron Acemoglu, James Robinson, Guido Tabellini, czy Robert Putnam pokazują, że istnieje silny związek między instytucjami chroniącymi wolność polityczną a rozwojem.
Po drugie, prosty gospodarczy cykl polityczny, przed którym ostrzega Aleksandrowicz, raczej nie występuje w najbardziej rozwiniętych demokracjach. Pokazuje to większość badań. Rzeczywiście intuicja sugeruje, że politycy mogą majstrować przy gospodarce w okresie wyborczym, ale nie ma to statystycznie istotnego wpływu na wzrost PKB i inne zmienne.
Po trzecie wreszcie, sugestia, żeby premiować polityków za efekty wydaje mi się ... bardzo groźna. Każdy kto zna zaplecze badań makroekonomicznych wie, że wyróżnienie przyczyn i skutków w perspektywie kilkuletniej, a taka jest istotna dla polityki, jest cholernie trudne. Należy wykorzystywać badania jako wparcie decyzji, ale nadawanie temu procesowi wymiaru politycznej kary lub nagrody byłoby czystą groteską. Największym ekspertem od łączenia polityki z nauką był Karol Marks.