Co zrobi premier Erdogan

To nie ekonomiczna mizeria wywołała obecne tureckie bunty, ale przede wszystkim nieroztropna polityka, nierozwaga i arogancja władzy – pisze były wicepremier i minister finansów.

Aktualizacja: 03.06.2013 23:36 Publikacja: 03.06.2013 23:36

Co zrobi premier Erdogan

Foto: Fotorzepa, Guzik Piotr Piotr Piotr

Red

Jak zawsze tak i tym razem rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją, ponieważ wiele dzieje się naraz. Powody protestów – wpierw w Stambule, a potem także w innych miastach – są inne niż w pobliskich krajach, czy to arabskich na Bliskim Wschodzie, czy też sąsiednich śródziemnomorskich na południu (Cypr) i wschodzie (Grecja) oraz na północy (Bułgaria). Często jednak dzieje się tak, że jakiś pretekst wywołuje zamieszanie, z którego później dochodzi do buntu albo nawet rewolucji; już nie raz „z iskry rozgorzał płomień".

Arogancja władzy

Tym razem w Stambule – tym fascynującym i pełnym życia mieście łączącym uroki Wschodu z atmosferą Paryża, o którym jakże pięknie pisze w swych książkach Orhan Pamuk – ludzie, głównie młodzi, bo tak najczęściej bywa, zostali sprowokowani niemądrą i arogancką decyzją o przebudowie przylegającego do centralnego placu Taksim parku. Gezi Park jest fajnym miejscem relaksu, spacerów, spotkań towarzyskich, weekendowych wypadów rodzinnych; biegałem tam podczas niedawnej wizyty w Stambule.

Premier Erdogan ma na swoim koncie znaczące osiągnięcia, zwłaszcza jeśli chodzi o prowadzoną sensowną politykę rozwoju społeczno-gospodarczego

Niemądry zamiar stawiania w takim miejscu jakichś budowli oraz spory i nieporozumienia co do tego jakich – czy miałaby to być odbudowa zabytkowych otomańskich koszar czy też wzniesienie nowego centrum handlowego – to też jedna z przyczyn wpierw niewinnych przepychanek, a potem już ostrych starć. Arogancja zaś władz polegała na tym, że zamiast wyjaśnić, co i dlaczego chcą zrobić, zlekceważyły vox populi, podtrzymując uparcie swoje stanowisko. Potem szybko doszło do konfrontacji demonstrujących z siłami porządkowymi i do eskalacji zamieszek. Jest blisko dwa tysiące zatrzymanych i aresztowanych nie tylko w centrum biznesu, w Stambule, oraz w stolicy kraju, w Ankarze, lecz także jeszcze w ponad 60 innych miejscowościach, są ranni, trwają demonstracje – także rozróby, jak to najczęściej przy takich okazjach bywa – i nieuniknione w takich przypadkach interwencje policji. Kilka dni temu wydawać się mogło, że coś takiego jest niemożliwe, dziś jest to faktem.

Płyną z tego oczywiste wnioski dla innych, Polski nie wykluczając. Władza nigdy nigdzie nie powinna być arogancka.

Od lokalnej sprzeczki do politycznego kryzysu

Ze sprzeczki lokalnej robi się kryzys państwowy, gdyż teraz już zarzuca się premierowi Recepowi Tayyipowi Erdoganowi (rządzi od marca 2003 r.) zapędy autokratyczne i ciągoty do islamizacji Turcji. Zarzuca się i dlatego, że niektórzy sądzą, iż chciałby kandydować w przyszłym roku na prezydenta republiki. Nie należy mieć żadnych złudzeń, że od tej chwili obecny konflikt będzie już bezlitośnie rozgrywany również pod tym kątem.

Sytuacja gospodarcza Turcji jest względnie dobra, nie tylko na tle okolicznych państw, zwłaszcza arabskich

Obecne rozruchy to teraz już nie jest kwestia, którą da się rozwiązać cofnięciem nierozsądnej, podjętej wbrew opinii publicznej decyzji o zabudowie części Geza Park (to tak jakby prezydent Warszawy postanowiła zbudować galerię handlową w Łazienkach i potem upierała się przy takiej głupiej decyzji).

Teraz jest to już poważny kryzys, który w dodatku nasila się w kontekście kryzysu w Unii Europejskiej, a zwłaszcza w sąsiednich krajach, w Grecji, na Cyprze, w Bułgarii; w kontekście wojny domowej w Syrii, z której masa ludzi uszła do wschodnich regionów Turcji; w kontekście od lat nierozwiązanego konfliktu z mniejszością Kurdów na pograniczu Syrii, Iraku i Iranu; na tle nieprzezwyciężonej od dziesiątków lat kwestii relacji z Armenią (granica wciąż jest zamknięta) i oczywiście na tle Arabskiej Wiosny, ciągnącej się już od kilku lat poprzez wszystkie pory roku po drugiej stronie Morza Śródziemnego.

Kwitnąca gospodarka

To ciekawe, ale sytuacja gospodarcza Turcji jest względnie dobra, nie tylko w zestawieniu z sąsiednimi państwami, zwłaszcza arabskimi, lecz także w porównaniu z Unią Europejską. Tempo wzrostu PKB w ostatnich latach jest tam bardzo szybkie, bez mała chińskie. W roku 2010 wyniosło imponujące 9,2 proc., a w roku 2011 kolejne 8,5 proc. Gdzież do takiej dynamiki krajom UE, także tej polskiej „zielonej wyspie"! W rezultacie poziom PKB jest relatywnie wysoki. Licząc parytetem siły nabywczej, PSN, wynosi około 15 tysięcy dolarów na mieszkańca (a jest ich dużo, bo Turcja to ludny kraj, liczący już ponad 80 milionów obywateli), podczas gdy w Egipcie jest to zaledwie 6,6 tysiąca, a w Bułgarii 14,2 tysiąca dolarów (dla porównania w Polsce PKB na głowę wynosi około 21 tysięcy dolarów PSN). Prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego zakładały na lata 2013 i 2014 wzrost PKB odpowiednio o 3,5 oraz 5,0 proc., ale niewykluczone, że w przypadku destabilizacji sytuacji politycznej spowodowanej obecnymi rozruchami będą musiały być zweryfikowane w dół. W ślad za taką dynamiką w Turcji spada – spada, nie rośnie, jak w UE, w tym w Polsce – bezrobocie, które wynosi obecnie (luty 2013) tylko 10,5 proc. Tylko, bo w Grecji jest ponad dwuipółkrotnie większe. Poniżej progu ubóstwa żyje relatywnie mało ludzi, bo mniej niż 17 proc. Zróżnicowanie dochodów jest większe niż w Polsce, ale mniejsze niż po drugiej stronie Morza Czarnego – w Rosji – czy w bogatych Stanach Zjednoczonych; współczynnik Giniego oscyluje wokół 0,40. Inflacja obniża się i wynosi ostatnio (kwiecień 2013) 6,1 proc.

Niezła gospodarka i marna polityka

To nie ekonomiczna mizeria wywołała obecne bunty, ale przede wszystkim nieroztropna polityka, zdumiewająca wręcz nierozwaga i arogancja władzy, choć z pewnością na placach i ulicach Stambułu, Ankary i innych tureckich miast jest relatywnie więcej ludzi bez pracy niż tych, dla których zajęć nie brakuje. Zaskakująca, gdyż premier Erdogan doprawdy ma na swoim koncie znaczące osiągnięcia, zwłaszcza jeśli chodzi o prowadzoną podczas ostatnich kilkunastu lat sensowną politykę rozwoju społeczno-gospodarczego.

Teraz to, co się dzieje w centrum Stambułu, to już nie jakaś „zadyma", lecz przejaw poważnego konfliktu społecznego i politycznego. Nie mam żadnych wątpliwości, że psychologicznie motywowanego również naśladownictwem innych części Europy i świata. Ale zarazem jest to dla innych poważne ostrzeżenie. Plac Taksim w Istambule to nie plac Tahrir w Kairze – a byłem w tych ciekawych czasach na obu – ale i tym razem rzeczy mogą wymykać się spod kontroli. Trzeba uważać, a nade wszystko myśleć. Zawczasu...

Profesor Grzegorz W. Kołodko jest autorem trylogii o świecie, w tym ostatnio wydanej książki pt. „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości".

Jak zawsze tak i tym razem rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją, ponieważ wiele dzieje się naraz. Powody protestów – wpierw w Stambule, a potem także w innych miastach – są inne niż w pobliskich krajach, czy to arabskich na Bliskim Wschodzie, czy też sąsiednich śródziemnomorskich na południu (Cypr) i wschodzie (Grecja) oraz na północy (Bułgaria). Często jednak dzieje się tak, że jakiś pretekst wywołuje zamieszanie, z którego później dochodzi do buntu albo nawet rewolucji; już nie raz „z iskry rozgorzał płomień".

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację