Prognozy dostosowane do spowolnienia

Obecne spowolnienie trwa na tyle długo i jest na tyle gwałtowne, że nawet najwięksi optymiści skapitulowali i dostosowali swoje prognozy do gorszych wyników gospodarczych – pisze ekonomista.

Publikacja: 11.06.2013 00:44

Mija właśnie rok od momentu, kiedy pojawiły się w gospodarce pierwsze przekonujące sygnały nadchodzącego spowolnienia. Od tego czasu prognozy wzrostu w Polsce zostały obniżone przez prawie wszystkie liczące się ośrodki analityczne, a niemal każda negatywna niespodzianka po stronie publikowanych danych była i jest interpretowana jako zapowiedź dalszego osłabienia aktywności.

Początkowo alarmistyczny ton komentarzy prasowych oraz ekonomistów był jak najbardziej uzasadniony, tym bardziej że wcześniejsze prognozy zarówno na 2012, jak i 2013 rok były wyjątkowo optymistyczne. Niemniej można odnieść wrażenie, że niepostrzeżenie weszliśmy w fazę nadmiernego i jednocześnie samonapędzającego się defetyzmu. Obecne spowolnienie trwa na tyle długo i jest na tyle gwałtowne, że nawet najwięksi optymiści skapitulowali i dostosowali swoje prognozy do gorszych wyników gospodarczych. Dla większości odbiorców prognoz może to tworzyć (w mojej ocenie błędne) wrażenie, że szanse na ożywienie coraz bardziej się oddalają.

Ostatnie dane pokazują ok. 0,5-proc. wzrost w I kwartale, ale w ostatnim kwartale roku PKB może rosnąć już w 2-proc. tempie

Najlepszym przykładem jest choćby ton komentarzy rynkowych oraz prasowych po publikacji wstępnych danych o wzroście gospodarczym w pierwszym kwartale. Gdy okazało się, że wzrost wyniósł 0,4 procent, a nie jak przewidywano 0,7 procent, część komentatorów potraktowała to jako olbrzymią i bardzo niepokojącą niespodziankę. W rzeczywistości jednak, choć co prawda pierwszy kwartał był rzeczywiście słaby, trudno uzyskany wówczas wynik uznać za coś, co bardzo istotnie zmieniałoby perspektywy ożywienia gospodarczego. Tym bardziej że słabość danych z ostatnich miesięcy zapewne częściowo można zrzucić na karb jednorazowych – choć trudnych do precyzyjnego oszacowania – czynników, w tym na przykład gorszych warunków pogodowych. Nie próbuję umniejszać głębokości spowolnienia ani nie twierdzę, że zniknęła niepewność dotycząca przyszłego tempa wzrostu w kraju. W rzeczywistości prognozy, z którymi się identyfikuję, były od niemal dwóch lat niższe od konsensusu, a często należały do najniższych na rynku. Wciąż uważam, że ożywienie będzie stopniowe i wcale nie jest przesądzone. Niemniej odnoszę wrażenie, że wiele pojawiających się komentarzy opiera swój pesymizm na historycznych danych, a nie na informacjach wybiegających w przyszłość. Kierowanie się takimi przesłankami to błąd, który doprowadził wcześniej do nadmiernie optymistycznych przewidywań na 2012 rok.

Szukanie dołka

Dla osób próbujących analizować lub – co gorsza – przewidzieć wydarzenia gospodarcze najtrudniejszym zadaniem jest określenie, kiedy i w jaki sposób może dojść do zmiany trendu. Jest to trudne z kilku powodów, ale jednym z nich jest po prostu tendencja ekonomistów (i nie tylko ekonomistów) do automatycznego zakładania, że przyszłość będzie podobna do teraźniejszości. Ponieważ polskie dane od dłuższego czasu zaskakują negatywnie, trudno z uporem stać przy scenariuszu ożywienia. Drugi powód, dla którego zmiana trendu jest trudna do przewidzenia, jest związany z tym, że wbrew temu, co wydaje się oczywiste po fakcie, informacje dostępne ex ante nigdy nie są jednoznaczne. Niemniej mając to wszystko w pamięci, wciąż można się pokusić o stwierdzenie, że większość pesymistycznych komentarzy z ostatnich miesięcy zbyt wiele uwagi poświęca historycznym danym, a zbyt rzadko ma charakter spoglądania w przyszłość.

Stańmy przez chwilę z boku i zastanówmy się, co zdarzyło w ciągu ostatnich miesięcy w gospodarce oraz polityce gospodarczej i jaki to może mieć wpływ na przyszły wzrost w kraju. Przede wszystkim stopy procentowe spadły o niemal 2 punkty procentowe, co stanowi samo w sobie dosyć istotną zmianę w przypadku polityki pieniężnej. Co prawda realna stopa procentowa liczona na podstawie bieżącej inflacji jest wciąż wysoka, jednak akurat ten sposób wyliczania stopy realnej wydaje się błędny. Gdyby zamiast bieżącego wskaźnika CPI zastosować oczekiwaną w średnim terminie inflację (np. na poziomie celu inflacyjnego lub średnioterminowych prognoz analityków), to realna stopa okazuje się tylko nieznacznie wyższa od zera. Ponadto, niezależnie od poziomu realnych stóp, spadek stóp nominalnych sam w sobie łagodzi sytuację osób oraz firm posiadających kredyty złotowe. Dlatego zakładając nawet, że kanał transmisji monetarnej jest daleki od doskonałości, a przeniesienie niższych stóp procentowych na wzrost gospodarczy będzie o połowę słabsze niż zazwyczaj, sama skala cięć stóp procentowych oznacza, że pod koniec bieżącego roku lub na początku 2014 dynamika PKB może być o około 0,4 punktu procentowego wyższa niż w scenariuszu bez cięć stóp.

Oprócz obniżek stóp procentowych pozytywnie na gospodarkę może oddziaływać spadek inflacji oraz złagodzenie przez regulatora rekomendacji dotyczącej kredytów konsumpcyjnych. Szczególnie ten pierwszy czynnik wydaje się mieć duży potencjalny wpływ na konsumpcję. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku prognozy średniorocznej inflacji na 2013 rok oscylowały w pobliżu 2,5 proc., podczas gdy obecnie są one na poziomie około 1 proc. Podobnie jak w 2008 roku wzrost cen surowców działał na konsumpcję jak podatek, obecnie szybszy od oczekiwań spadek inflacji może spowodować podniesienie realnego tempa wzrostu PKB nawet o około 0,4 punktu procentowego.

Polityka fiskalna też pomoże

Po stronie polityki fiskalnej przestrzeń do aktywnego wspierania gospodarki wydaje się mniejsza i jest częściowo ograniczana przez dług publiczny, który utrzymuje się relatywnie blisko poziomu 55 proc. PKB zapisanego w ustawie o finansach publicznych. Choć szanse na rozluźnienie fiskalne porównywalne do 2009 roku są znikome, na szczęście resort finansów pozwala automatycznym stabilizatorom działać i nie próbuje na siłę rekompensować spadków dochodów podatkowych innymi działaniami konsolidacyjnymi. Ponadto rozpoczęto działania w przestrzeni quasi-fiskalnej (gwarancje dla firm oraz program Polskich Inwestycji), które mogą mieć nieznaczny pozytywny wpływ na aktywność gospodarczą. Na horyzoncie pozostają również modyfikacje w systemie emerytalnym. Abstrahując od powodów tych ostatnich zmian i ich długoterminowych konsekwencji dla wzrostu, można przypuszczać, że ich wprowadzenie w życie zwiększy, a nie zmniejszy elastyczność władz fiskalnych i ewentualnie może pozwolić na ekspansję wydatków bez dodatkowego ryzyka wzrostu długu powyżej 55 proc. PKB.

Każde z powyższych działań samo w sobie może mieć tylko niewielki wpływ na wzrost gospodarczy, ale ich łączny efekt powinien już być zauważalny. O ile ostatnie dane pokazują około 0,5-procentowy wzrost w pierwszym kwartale, o tyle w ostatnim kwartale roku PKB może rosnąć już w 2-procentowym tempie. Część osób może pamięta, że jeszcze rok temu podobne prognozy byłyby ochrzczone mianem przesadnego pesymizmu, jednak te czasy odeszły już w przeszłość. Można się więc spodziewać, że jeżeli napływające dane rzeczywiście pokażą wyraźnie szybszy wzrost, wahadło oczekiwań ponownie odchyli się w drugą stronę.

Autor jest głównym ekonomistą banku City Handlowy na region Europy Środkowej

Mija właśnie rok od momentu, kiedy pojawiły się w gospodarce pierwsze przekonujące sygnały nadchodzącego spowolnienia. Od tego czasu prognozy wzrostu w Polsce zostały obniżone przez prawie wszystkie liczące się ośrodki analityczne, a niemal każda negatywna niespodzianka po stronie publikowanych danych była i jest interpretowana jako zapowiedź dalszego osłabienia aktywności.

Początkowo alarmistyczny ton komentarzy prasowych oraz ekonomistów był jak najbardziej uzasadniony, tym bardziej że wcześniejsze prognozy zarówno na 2012, jak i 2013 rok były wyjątkowo optymistyczne. Niemniej można odnieść wrażenie, że niepostrzeżenie weszliśmy w fazę nadmiernego i jednocześnie samonapędzającego się defetyzmu. Obecne spowolnienie trwa na tyle długo i jest na tyle gwałtowne, że nawet najwięksi optymiści skapitulowali i dostosowali swoje prognozy do gorszych wyników gospodarczych. Dla większości odbiorców prognoz może to tworzyć (w mojej ocenie błędne) wrażenie, że szanse na ożywienie coraz bardziej się oddalają.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką