W wysiłkach promujących pożytki z elektrowni wiatrakowych uczestniczy firma doradcza Ernst and Young, która na zlecenie Polskiego Stowarzyszenia Elektrowni Wiatrowych (PSEW) przygotowała raport o wiatrakach morskich (z 28 lutego 2013). Ogłoszono go dopiero w maju br., kiedy wyglądało na to, że rząd ograniczy wsparcie dla zainteresowanych prądem z morskiego wiatru. Co ciekawe, ujawniono tylko część raportu, tę o korzyściach dla gospodarki, którą agencje, prasa i portale pracowicie przepisały z miliardami wartości dodanej, inwestycji i tysiącami miejsc pracy. Do tego - tak się złożyło akurat - doszły zdobyte przez dziennikarzy informacje o tym, że inwestorzy z Portugalii i Hiszpanii wycofują się z inwestycji wiatrakowych na Bałtyku (w grze pozostali głównie polscy państwowi i Kulczyk).
Ponieważ nikt nie zapytał o koszty tej zabawy, poprosiłem właściciela raportu, czyli PSEW o udostępnienie całości. Otrzymałem szybko, ale pod embargiem, bo „w tym momencie nie chcemy jeszcze publikować pełnej treści raportu w Internecie, ale mógłbym go Panu przesłać, jeśli umówimy się, że będzie on na użytek wewnętrzny i nie będzie on nigdzie umieszczany". Ponieważ nie planowałem umieszczania, zgodziłem się i dostałem dzieło „z zastrzeżeniem o niepublikowaniu jego treści".
Atoli w piątek w „Obserwatorze finansowym" znalazłem informacje z tej części „nie do publikacji" (raportu nadal nie widzę na stronach PSEW i E&Y). Mianowicie chodzi o niezbędne wsparcie publiczne energetyki wiatrowej, które Ernst &Young policzył w raporcie dla PSEW. Wyliczono je na 2,9 mld złotych rocznie od 2020 r. poczynając. E&Y założył, że dopłaty - elegancko zwane innymi źródłami dochodu producenta - będą takie, jakie wynikają z projektu ustawy o OZE z października 2012 r. Inne warianty pokazane w raporcie przewidują większe dopłaty albo mniejsze, zależnie od zainstalowanych mocy i cen energii, ale w każdym razie zawsze chodzi o miliardy co roku.
Raport o wiatrakach na morzu wylicza koszty produkcji jednej megawatogodziny w 2020 roku na 694 złote. Zależnie od tego, ile postawi się elektrowni na morzu, koszt w 2025 roku może być od kilku do kilkudziesięciu złotych niższy. Ale jak by nie było, energia z wiatraków na morzu jest z grubsza o połowę droższa niż z lądowych, głównie przez koszty inwestycyjne, ale i operacyjne też (to dane z raportu E&Y z 2012 roku). Elektrownie wiatrakowe na sztucznych wyspach są jedną z najdroższych form uzyskiwania energii odnawialnej, nie mówiąc o energii ze źródeł konwencjonalnych czy energii atomowej.
Ostateczny kształt projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii ma być ogłoszony niedługo, ale jaka ustawa zostanie uchwalona, dowiemy się dopiero za wiele miesięcy. Jeszcze sporo może się wydarzyć w Europie. Może okazać się, że coraz więcej państw ograniczy dopłaty do źródeł zielonej energii (ostatnio Niemcy, wcześniej Wielka Brytania). Po drugie, nadal nie wiadomo, co będzie z systemem praw do emisji. Po trzecie niewiadomą jest polityka energetyczna Unii po 2020 roku. Europa odpowiada za ułamek światowej emisji gazów cieplarnianych (11 procent zaledwie) i wydaje się, że coraz więcej wyborców ma dość płacenia za unijne pomysły.