Znaleźli się nawet eksperci, którzy twierdzą, że to świetny program, bo zyskają deweloperzy i obywatele. Owszem, z pewnością skorzystaj deweloperzy, którzy hurtem pozbędą się mieszkań trudnych do sprzedania z zyskiem. Natomiast, co do obywateli, to mam wątpliwości. Ci, którym uda się wynająć mieszkanie poniżej ceny rynkowej, zaoszczędzą, fakt. Ale ktoś za to zapłaci. Oczywiście podatnicy. W jaki sposób? Na przykład w taki (choć metod może być wiele). Bank BGK jest państwowy, wyemituje obligacje gwarantowane przez skarb państwa i za pożyczone pieniądze kupi te mieszkania. Być może jednak skarb państwa zadłuży się bezpośrednio – wszak informacje mówią, że to ministerstwo finansów chce na program przeznaczyć 5 mld złotych. Mniejsza z tym, załóżmy, że to BGK się zadłuży, a potem wynajmie te mieszkania półdarmo i będzie do każdego dokładał, aż mu kapitału albo zysków zabraknie. Zaś państwo, czyli obywatele, spłacą dług, albo nie wezmą dywidendy.
Gdyby to był tak świetny rynkowy interes, to budowanie na wynajem hulałoby po Polsce aż miło. Ale nie hula; jedną z przyczyn jest zapewne nadmierna ochrona lokatorów. Być może jednak po prostu mieszkań już nie brakuje. Nie tak dawno czytałem analizę firmy redNet, z której wynikało, że liczba gospodarstw domowych (liczona według ludności rezydującej) jest o 350 tysięcy mniejsza niż liczba mieszkań. Nawet, gdy doliczyć tych, co wyemigrowali, ale mogą wrócić, też deficyt praktycznie nie istnieje.
Po wyfutrowaniu deweloperów rząd zabierze się sam za budowanie mieszkań na wynajem. Tak w każdym razie rozumiem dotychczasowe informacje, szczegóły poznamy w tym tygodniu. Życzliwi eksperci natychmiast podpowiadają, że programy wspierania budownictwa na wynajem działają w Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech. Pewnie działają, tak się jednak składa, że wszystkie przykłady pochodzą z krajów, gdzie dochód na mieszkańca jest 2 albo 3 razy większy niż w Polsce. Nikt też nie pisze, ile te programy kosztują i jakie są efekty, nie mówiąc o porządnej analizie cost-benefit. Cóż, zawsze znajdzie się kraj, który wdraża jakieś durnoty, a zainteresowani własnym interesem go wydłubią na dowód, że i u nas można i należy.
Zapowiedź wielkich inwestycji mieszkaniowych rządu rozkręcono w dwa dni po tym, jak pan Tusk z panem Rostowskim ogłosili bankructwo budżetu i zapowiedzieli z jednej strony cięcia wydatków, a z drugiej powiększenie deficytu, słowem dołożyli podatnikom długu do spłacenia. Ponieważ jednak minister Rostowski nie wyklucza, że gwizdnie wszystkie pieniądze z OFE (wypowiedź z piątku), a nie tylko obligacje, całkiem możliwe, że rząd będzie stać nie na 20, lecz na 200 tysięcy mieszkań na wynajem. Niestety, poza rządowymi agencjami informacyjnymi i rozentuzjazmowaną Gazetą Wyborczą nikt nie przyłożył należytej uwagi do wiekopomnego dzieła administracji, która po zyskaniu potrzebnych doświadczeń w budownictwie autostrad teraz wybuduje niechybnie najtańsze mieszkania czynszowe w Europie.
Piotr Aleksandrowicz