Banki finansują bańki

Politycy uwielbiają angażować się we wspieranie budowy mieszkań. Jest to działanie nośne społecznie, budzi sympatię elektoratu, tym bardziej że często jest kierowane do młodych ludzi, aby zapewnić dobry start życiowy.

Publikacja: 19.10.2013 09:49

Banki finansują bańki

Foto: Fotorzepa

Niestety, jest to działanie zupełnie bez sensu. Młody człowiek z kredytową kulą u nogi ma znacznie gorsze możliwości rozwoju, a gospodarka traci konkurencyjność, bo programy rządowe generują patologiczne działania w sektorze bankowym.

W Polsce wartość kredytów udzielona firmom była większa niż wartość kredytów dla ludności do 2006 roku, a w 2008 roku wartość samych kredytów mieszkaniowych przewyższyła łączną wartość kredytów dla firm. Obecnie banki finansują firmy kwotą 250 mld zł, a kupno nieruchomości przez osoby fizyczne kwotą 332 mld zł. To oczywiście łatwiejsze dla banków, bo nieruchomość jest dobrym zabezpieczeniem kredytu, a firma często ma tylko biznesplan lub może zastawić specjalistyczną maszynę, którą trudno potem sprzedać.

Na krótką metę taki model funkcjonowania sektora bankowego jest bardzo przyjemny. Banki mają pozornie zdrowe portfele kredytowe, gospodarka się kręci, bo budowa nieruchomości na dużą skalę powoduje, że inne sektory gospodarki również się rozpędzają. Ale po jakimś czasie mamy zadłużone społeczeństwo, obciążone wysokimi ratami kredytów, nadmiar mieszkań w wielu miastach, jeżeli uwzględnimy trendy demograficzne oraz kurczącą się bazę przemysłową, bo banki preferują sektor budowy mieszkań i domów kosztem finansowania rozwoju firm.

Takich patologii nie ma gdzie indziej. Na przykład według danych Europejskiego Banku Centralnego w strefie euro banki kredytowały firmy na kwotę 4,4 biliona euro, a kredyty na nieruchomości dla ludności wynosiły 3,8 biliona, czyli znacznie mniej. W Niemczech kredyty dla firm wynosiły 1,4 biliona euro, a kredyty mieszkaniowe dla gospodarstw domowych tylko 826 mld euro, czyli też znacznie mniej.

Nawet w Hiszpanii, która przeżyła krach na rynku nieruchomości w drugim kwartale tego roku, kredyty dla działalności produkcyjnej wynosiły 738 mld euro, a na zakup nieruchomości dla ludności tylko 594 mld euro. Dodajmy też, że ani w Czechach, ani na Słowacji pożyczki na nieruchomości nie przewyższają kredytów dla firm.

Potężne finansowanie przez banki zakupu nieruchomości mieszkaniowych wspierane przez rząd nie tylko przesuwa strumień pieniądza z dziedzin, które mogą budować długoterminową konkurencyjność gospodarki w kierunku związanym z konsumpcją, dodatkowo czyni z młodych ludzi niewolników finansowych XXI wieku, ale także może prowadzić do powstawania potężnych baniek cenowych na rynku nieruchomości, czego dowiódł krach w 2008 roku. Dlatego należy poważnie przemyśleć rolę, jaką banki powinny pełnić w polskiej gospodarce i być może zdefiniować ją na nowo.

Niestety, jest to działanie zupełnie bez sensu. Młody człowiek z kredytową kulą u nogi ma znacznie gorsze możliwości rozwoju, a gospodarka traci konkurencyjność, bo programy rządowe generują patologiczne działania w sektorze bankowym.

W Polsce wartość kredytów udzielona firmom była większa niż wartość kredytów dla ludności do 2006 roku, a w 2008 roku wartość samych kredytów mieszkaniowych przewyższyła łączną wartość kredytów dla firm. Obecnie banki finansują firmy kwotą 250 mld zł, a kupno nieruchomości przez osoby fizyczne kwotą 332 mld zł. To oczywiście łatwiejsze dla banków, bo nieruchomość jest dobrym zabezpieczeniem kredytu, a firma często ma tylko biznesplan lub może zastawić specjalistyczną maszynę, którą trudno potem sprzedać.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację