Nie chcę przez to powiedzieć, że nie zdarzają się czasy mniej i bardziej wymagające, podobnie jak nikt nie twierdzi, że górska wycieczka jest równie przyjemna w słońcu, jak w rzęsistym deszczu. Po prostu w sprzyjających okolicznościach utrzymanie tempa rozwoju firmy jest znacznie łatwiejsze niż wtedy, gdy ledwie się nadąża z rozwiązaniem problemów wynikających z gorszej koniunktury. Ale w obu wypadkach rozwój jest możliwy, a nawet konieczny. Kto stoi w miejscu, ten się cofa – jeśli chodzi o biznes na obecnym etapie rozwoju gospodarki, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Nie chciałbym być posądzony o przesadę, dlatego od razu muszę wspomnieć o dość oczywistej kwestii, iż nie istnieją firmy tak dobre, by nie można ich było sprawnie rozłożyć złym zarządzaniem, tak samo jak nie ma tak dobrych menedżerów, by można było wskrzeszać firmy bujające już na dobrą sprawę w biznesowych zaświatach, najczęściej zresztą zupełnie bez świadomości tego faktu. Stosowanie zaczerpniętego z medycyny terminu „reanimacja" znajduje w języku ekonomii uzasadnienie; pojęcie wskrzeszenia z martwych jest mu za to zupełnie obce.

Obserwując dane dotyczące niewesołej sytuacji sporej części firm, zastanawiam się nad źródłami ich słabości. Wiem z doświadczenia, że nawet przedsiębiorstwa z bardzo poważnymi problemami można wyprowadzić na prostą, jeśli tylko dysponują odpowiednim potencjałem. Wiem także, że o wiele lepiej jest zapobiegać problemom, niż je rozwiązywać, bo w tym pierwszym przypadku mamy zawsze znacznie szersze możliwości. A na dodatek jest przecież całkiem jasne, że nie ja jeden dysponuję tą wiedzą.

Może nie zabrzmi to zbyt optymistycznie, jednak wydaje mi się, że powinniśmy mówić nie tyle o słabości firm, ile o słabości zarządzania. Historia branży, która jest obecnie przedmiotem moich zainteresowań, widziała upadki naprawdę dobrze ugruntowanych przedsiębiorstw w okresie, który – jak miało się wkrótce okazać – był szczytem koniunktury. W jakimś momencie rozwój przerósł nie tylko oczekiwania, ale i możliwości właścicieli; nie byli w stanie udźwignąć własnego sukcesu.

Jeżeli zarządzanie zawodziło w czasach, gdy pieniądze leżały na ulicy i wystarczyło się po nie schylić, to co dopiero mówić o nieporównanie bardziej wymagającym dniu dzisiejszym? To całkiem solidna przesłanka, by sądzić, że wiele firm nie tyle wypracowało swoją pozycję, ile zawdzięczało ją pomyślnym wiatrom. Niestety, dziś już nie można liczyć, że to, co zazwyczaj osiąga się dzięki rzetelnej wiedzy i umiejętnościom, zostanie nam przyniesione na tacy.

W pewnym stopniu za słabość zarządzania odpowiedzialny jest zapewne i uśmiech fortuny, który sprawił, że polski rynek rozpędzał się w czasach naprawdę dobrych. W ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego i pierwszych latach nowego wieku koniunktura nas rozpieszczała, wybaczając łaskawie nawet poważne błędy. To mniej więcej tak jakby turyści, którzy chodzą w góry bez kurtek przeciwdeszczowych, nieodmiennie trafiali na słoneczną pogodę. Dziś o podobnej pobłażliwości nie można nawet marzyć. Trzymając się naszego porównania, można powiedzieć, że kto nieodpowiednio się ubrał, ten moknie. Jeśli jednak narzeka na kaprysy aury, warto mu przypomnieć mądre przysłowie mówiące, że nie ma złej pogody, są tylko ludzie nieodpowiednio ubrani.