Ubezpieczenia emerytalne opierają się na zaufaniu. Ci, którzy płacą składki, wierzą, że za kilkadziesiąt czy kilkanaście lat otrzymają świadczenie. Taka jest logika tzw. systemu repartycyjnego, czyli pompy ssąco-tłoczącej pieniądze od pracujących do starszych. Cóż wydarzy się po okrojeniu przez rząd II filaru? Chyba nikt przy zdrowych zmysłach, biorąc pod uwagę to, co się stało, nie uwierzy już politykom, że dotrzymają danego słowa. Gabinet Donalda Tuska pokazał niezwykłą butę, dążąc do celu, jakim było przejęcie pieniędzy z funduszy.
„Będziemy raczej szukali rozwiązań, które nie będą groziły demontażem systemu i będą miały na uwadze równocześnie interes przyszłych emerytów" – mówił w listopadzie 2010 r. premier Donald Tusk. Dodawał: „Szukamy rozwiązań, które nie będą rewolucją w systemie". Tusk zapewniał także w 2011 r. podczas obniżania składki do OFE, że nie będzie więcej zmian w tym zakresie. Co zostało z tych zapewnień? Nic. Zmiany uchwalone w piątek przez Sejm poszły bardzo daleko i oznaczają właściwie koniec dwufilarowego systemu emerytalnego.
Podobne wnioski można wysnuć ze sposobu konsultowania i uchwalania ustawy przesądzającej o nacjonalizacji OFE. To cały serial fałszerstw, blefów i braku wiarygodności. Wszystko, co rząd robił w tej sprawie, deklarując dialog i konsultacje, okazało się jedynie fasadą. Braliśmy udział w teatrze, za kulisami karty rozdane były od samego początku. Skąd ten wniosek? Politycy nie wzięli pod uwagę nawet zastrzeżeń konstytucyjnych zgłaszanych przez własne instytucje. Na nic zdały się wątpliwości Prokuratorii Generalnej, NBP, ministerstw, nie mówiąc już o niezależnych ekspertach. Co więcej, ostatecznie uchwalił niezwykle skomplikowaną i posiadającą ogromną wagę ustawę na jednym posiedzeniu Sejmu. Cztery dni wystarczyły posłom, by dokonali fundamentalnych zmian w naszych emeryturach i finansach publicznych.
Te trzy płaszczyzny – dotrzymywania obietnic, sposobu prowadzenia dialogu społecznego i procesu legislacji – dają wręcz gwarancję, że jedyna rzecz, jaka jest pewna w naszym systemie emerytalnym, to niepewność.
Ludzie w większości zachowują się racjonalnie. Po tym, gdy dotrze do nich, jak w sprawie ich pieniędzy, które wpłacali do systemu emerytalnego, zachował się rząd, muszą dojść do wniosku, że nie obowiązują tu żadne reguły. Do tej pory politycy zapewniali ich, że wpłacone do funduszy składki są inwestowane na rynku i fizycznie istnieją. Teraz okazuje się, że te pieniądze zniknęły (obniżyły zadłużenie publiczne), a w ZUS zostały im wirtualne zapisy, które zobowiązują go do wypłat w przyszłości. Sęk w tym, że to nie ZUS dostał te pieniądze. Dostał on jedynie zobowiązania. To zakład musi się martwić o ich wypłatę w przyszłości. A ta, jak wiemy, maluje się raczej w czarnych barwach ze względu na fatalną sytuację demograficzną. Mamy zatem pełnię obrazu operacji pod tytułem „przejęcie" aktywów OFE. To bardziej kuglowanie niż poważna refleksja.