Nie zamierzam pisać jednak o tym czy potrzebna jest zmiana prawa dotyczącego upadłości konsumenckiej. To moim zdaniem, nie podlega dyskusji. Kiedy rocznie w prawie czterdziestomilionowym kraju upadłość ogłasza kilkadziesiąt osób odpowiedź może być tylko jedna. Tak trzeba je zmienić. Zastanawiam się tylko czy trzeba robić to pod „uciemiężonych frankowiczów"? Bo czy oni rzeczywiście są tacy uciemiężeni i zawsze mieli gorzej od tych, którzy kredyt wzięli w złotówkach? Czy bankierzy każdego z nich oszukali i nie informowali o ryzyku kredytowym? I czy kurs walutowy to coś, z czym nigdy w życiu nie mieli do czynienia i dowiedzieli się o nim już po podpisaniu umowy? Pewnie parę takich osób się zdarzyło, ale niech mi nikt nie wmawia, że wszyscy jak jeden mąż zostali naciągnięci. Bo niby, przez kogo? Przez banki? A któremu bankowi bardziej opłaca się niewypłacalny klient, którego mieszkanie trzeba sprzedać za połowę ceny od tego, który przez 30 lat reguluje swoje zobowiązania? Żadnemu.
Z narzekań posiadaczy kredytów we frankach, wynika, że wszyscy oni zaciągnęli je jednocześnie w połowie 2008 roku, gdy za szwajcarską walutę trzeba było płacić tylko 2 złote. A jeśli się nie mylę całkiem spora część mieszkań była wtedy sprzedawana na etapie dziury w ziemi. Banki płatności przelewały do deweloperów w transzach. Budowa trwa około 18 miesięcy. Nie przypominam sobie, aby CHF na dnie był przez półtora roku. Co więcej LIBOR od 2009 znajduje się poniżej 0,5%. W tym samym czasie stopy procentowe w Polsce ledwo spadły poniżej poziomu 5%! Sugeruję wykonanie prostego zadania. O ile niższe raty kredytu zaciągniętego na taką samą kwotę płacili ci posiadający go właśnie w CHF? Pomijam tych, którzy wykorzystali maksymalnie swoją zdolność kredytową i zadłużyli się tak, że już o niczym innym nie mogli myśleć. To było nieracjonalne zachowanie, przeczące zdrowemu rozsądkowi. Bez względu na to ile się zarabia nie powinno się tak postępować. Ale dziś na szczęście rozumie to już i Komisja Nadzoru Finansowego i banki. Mam nadzieję, że my też zrozumieliśmy.
Wracając jeszcze na koniec do prostego zadania. Wystarczyłoby, aby ci, którzy zaciągnęli kredyty we frankach, porównali, jaką ratę płaciliby przy takim samym kredycie w złotych i tę różnicę odkładali na konto. Dzięki wysokim wówczas stopom procentowym utworzona w ten sposób poduszka bezpieczeństwa byłaby naprawdę miękka. Do tego potrzeba jednak samozaparcia, a mam wrażenie, że to raczej nie jest nasza narodowa cecha. Jakaż kusząca jest gotówka, którą można skonsumować. Zawsze można sobie wtedy wytłumaczyć, że jakoś to będzie. No właśnie, jakoś...