Teraz też zabiegamy o inwestorów, ale przez  ostatnie lata sporo się jednak zmieniło. Spowolnienie ukróciło zakupową gorączkę Polaków, a emigracja zarobkowa, w połączeniu ze zmianami demograficznymi, ograniczyły potencjał rynku. I nadal będą ograniczać.

W rezultacie coraz więcej polskich firm widzi, że nie da się już dłużej bazować na krajowym rynku. Tym bardziej że coraz więcej branż dusi się od nadmiaru mocy produkcyjnych. Wśród nich są producenci materiałów budowlanych, mebli czy artykułów spożywczych, którzy są w awangardzie pod względem tempa wzrostu eksportu. Muszą przejść na drugą stronę: dawców czy raczej zdobywców w globalizacji. Ci rosną w siłę dzięki podbijaniu nowych rynków, inwestycjom w fabryki i zasoby surowców za granicą.

Programy wsparcia eksporterów i promocji polskich produktów bardzo się więc przydadzą, nawet jeśli nakładami nie dorównamy globalnej czołówce. Warto jednak wykorzystać część z jej pomysłów,  w tym inwestycje w marki. Nie tylko w eksporcie odzieży, kosmetyków, ale także żywności.  Tak, by konsumenci na świecie szukali np. polskiego oscypka, podobnie jak dziś szukają hiszpańskiej szynki.

Wiele firm świetnie to rozumie – wprowadzając nowe marki dbają, by łatwo można było wyjść z nimi w świat. Rządowe wsparcie ich wysiłków to jedna z lepszych inwestycji, gdyż  pracuje na mocniejszą markę Polski, która  potem ułatwi ekspansję kolejnym ambitnym firmom.