Nowe strategie energetyczne, ulgi i wsparcie dla gazu łupkowego w Polsce; przyśpieszenie budowy terminali LNG; świadomość konieczności prowadzenia jednej polityki energetycznej w Unii; list Grupy Wyszehradzkiej do USA w sprawie importu gazu - długo można by wymienić to, co w ciągu ostatnich kilku tygodni, za sprawą działań Rosji, zmieniło się w podejściu Europy do problemów energetycznych.
Choć pięć lat temu Gazprom na rozkaz Kremla bez wahania zakręcił kurek Ukrainie; unijne kraje jedynie nieśmiało zaprotestowały i dalej kupowały rosyjski gaz, podpisywały nowe kontrakty jakby nic się nie stało. A był to sygnał, który powinien zapalić czerwone lampki w głowach unijnych decydentów i biznesu. Ale nie zapalił.
Polska straciła pięć lat, w czasie kolejne rządy Donalda Tuska nie wsparły poszukiwań gazu łupkowego; przedłużyły umowy z Gazpromem a podjęte próby dywersyfikacji dostaw nie okazały się udane; LNG z Kataru Polska zgodziła się kupować równie drogo jak z Rosji.
I nagle teraz nadeszło olśnienie. Ten sam rząd zrozumiał, że inwestującym w gaz łupkowy trzeba ulżyć, wesprzeć i , by szybciej zaczęli wydobywać. Władza w końcu pojęła, ile jest pożytku z posiadania własnego surowca. Ile zyska na tym gospodarka i bezpieczeństwo kraju.
Także Bruksela doznała olśnienia. Już rozmawia z Waszyngtonem o tanim gazie; już ogłasza, że trzeba wspólnie podejść do energetyki, inwestować więcej z technologie odnawialne, budować więcej terminali gazu skroplonego itp.itd.