Biedny, słaby urzędnik i wielki zły biznes

Według ubiegłorocznych badań agencji Havas Worldwide, na tzw. Zachodzie mało kto ufa dużym firmom - w USA, Wielkiej Brytanii czy Japonii tylko co trzecia badana osoba.

Publikacja: 10.04.2014 11:51

Biedny, słaby urzędnik i wielki zły biznes

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Takie wyniki powinny dodatkowo ucieszyć ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, który w środowej rozmowie w Polskim Radiu podkreślał, że decyzja Hewlett-Packard (HP) o przyznaniu się do praktyk korupcyjnych w Polsce przesuwa nas z Europy Wschodniej do Zachodniej. A tam, jak widać, dużego biznesu się nie lubi.

Ma on przecież duże możliwości, by bezwzględnie grać na słabościach - nie tylko konsumentów (te wszystkie reklamy, lokowania produktów), ale i funkcjonariuszy publicznych. Jak bowiem stwierdził minister, problem korupcji w Polsce to nie jest problem urzędników, bo każdy człowiek ma pewną słabość, którą można wykorzystać. To także problem biznesu.

Na pewno był to problem w przypadku firmy HP, która już oficjalnie przyznała się do winy i zgodziła zapłacić 108 mln dol. Kary. Nie wiadomo jednak, czy korumpowanie urzędników (nie tylko zresztą polskich, bo trwa też postępowanie dotyczące Rosji) to efekt postrzegania naszych krajów przez zachodnie firmy jak dzikiego Bantustanu, gdzie nie obowiązują cywilizowane reguły. (Na razie pod pręgierzem stanęła HP, ale lista podejrzanych w aferze informatycznej jest dłuższa...).

Może nie mniej istotnym czynnikiem był system wynagradzania, który premiował i to wysoko, wygranie kontraktu, mniejszą uwagę zwracając na sposób jego zdobycia. A w dużych firmach, przy dużych budżetach, łatwiej ukryć kilkaset tysięcy „dodatkowych kosztów", zwłaszcza gdy robi to nie jedna osoba, ale zespół pracujący zgodnie na dobry roczny wynik... Taki właśnie system, który zachęcał do szybkich zysków, krótkoterminowych celów bez oglądania się na konsekwencje, miał być jednym z głównych powodów kryzysu finansowego w 2008 r.

Nie powinniśmy jednak zachęcać polityków do majstrowania przy systemach wynagradzania firmach, choć od kilku lat widać ich wyraźne skłonności w tym kierunku. Potwierdzają to regulacje nałożone w Unii na sektor finansowy, które zmusiły banki do ograniczenia bonusów i odroczenia części wypłat na kolejne lata. To jednak kwestia bankowości i jej wpływu na całą gospodarkę.W innych branżach władze (mam nadzieję) nie będą ręcznie sterować zasadami wynagradzania.

Natomiast dobrze byłoby, gdyby zajęły się tym, na co mają realny i bardzo bezpośredni wpływ- czyli doborem urzędników oraz tworzeniem warunków, które utrudnią uleganie pokusom „złego biznesu". Potrzebne są regulacje, które zwiększą przejrzystość przetargów i pomogą ukarać skorumpowanych funkcjonariuszy państwowych.

Jeśli mowa o regulacjach, niepokojący jest fakt, na który ostatnio zwróciła uwagę Fundacja Batorego; podczas prac nad zmianami w kodeksie pracy zniknął zapis wprowadzający ochronę sygnalistów (whistleblowers), którzy informują o nieprawidłowościach, w tym tych związanych z korupcją.

Jednak obok przepisów nie mniej, a może nawet bardziej potrzebne, jest zdecydowane potępienie łapówkarzy przez przedstawicieli państwowych władz. Tymczasem słowa szefa MSW mogą oni odczytać jako usprawiedliwienie, ba wręcz przyzwolenie. No bo cóż, słabi jesteśmy...

Andrzej M., były dyrektor Centrum Projektów Informatycznych, zasysający jak odkurzacz kolejne plazmy, laptopy o gotówce nie wspominając, może się teraz poczuć mniej winny. Kto wie, może na rozprawie popłacze się i wskaże na paskudnego byłego dyrektora z HP, który już od paru miesięcy kaja się i pewnie zjawi na sądowej w worku pokutnym.

Metoda na płacz i ofiarę okazała się przecież bardzo skuteczna w przypadku posłanki Sawickiej, której słabość (także do pieniędzy?) wykorzystał cyniczny agent Tomek. Doktor G. jako lekarz został skazany za korupcję, choć jako urzędnik mógłby się tłumaczyć, że po prostu uległ słabości pod presją nachalnych pacjentów (pewnie część z nich to biznesmeni), którzy wciskali mu koperty, koniaki i drogie pióra.

Bez atmosfery zdecydowanego potępienia łapówkarskich zachowań polityków i urzędników trudno nam będzie awansować w rankingu korupcji Transparency International. Trudno też będzie zmienić przekonanie 82 proc. Polaków twierdzących, że korupcja jest u nas powszechna.

Takie wyniki powinny dodatkowo ucieszyć ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, który w środowej rozmowie w Polskim Radiu podkreślał, że decyzja Hewlett-Packard (HP) o przyznaniu się do praktyk korupcyjnych w Polsce przesuwa nas z Europy Wschodniej do Zachodniej. A tam, jak widać, dużego biznesu się nie lubi.

Ma on przecież duże możliwości, by bezwzględnie grać na słabościach - nie tylko konsumentów (te wszystkie reklamy, lokowania produktów), ale i funkcjonariuszy publicznych. Jak bowiem stwierdził minister, problem korupcji w Polsce to nie jest problem urzędników, bo każdy człowiek ma pewną słabość, którą można wykorzystać. To także problem biznesu.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką