Radosław Koelner: Koelner zmieniając w 2013 r. nazwę na Rawlplug miał ambitne plany ekspansji zagranicznej i odbudowy pozycji stuletniej marki Rawlplug na świecie. Czy ta strategia przynosi już owoce?
Konsekwentnie realizujemy nasze plany, choć oczywiście sytuacja na poszczególnych rynkach jest różna i czasami na efekty naszej pracy trzeba będzie poczekać dłużej. Zmiana nazwy już przyniosła pozytywne rezultaty na przykład w Wielkiej Brytanii, która jest rodzimym rynkiem marki Rawlplug. Tam odzyskaliśmy już trwałą rentowność poprzez bezpośrednią współpracę z lokalnymi dystrybutorami. Umacniamy również brytyjski dział R&D, co ułatwi nam pozyskiwanie wysokomarżowych kontraktów. Jesteśmy twórcą, a nie odtwórcą. Oprócz tego dobrze układa się sprzedaż na Węgrzech, gdzie w I kwartale tego roku odnotowaliśmy 20-procentowy wzrost obrotów. Gorzej wygląda natomiast rynek w Rumunii i Bułgarii, gdzie koniunktura dla producentów zamocowań jest słaba.
To na tamtych rynkach zanotowaliście w minionym roku najgorsze wyniki?
Najgorsze wyniki pokazała spółka w Irlandii. W konsekwencji rozstaliśmy się więc z jej dotychczasowym zarządem i poważnie obcięliśmy jej budżet. Nie rezygnujemy z tego rynku, bo tam są obecni wszyscy nasi najwięksi konkurenci. Nie będziemy jednak inwestować w irlandzką spółkę, jest bowiem wiele innych ciekawszych rynków, gdzie możemy ulokować pieniądze.
Na przykład w Dubaju? Budowa w tym kraju fabryki zamocowań za 7 mln dolarów to wciąż realny plan? Jak dotąd z roku na rok odkładaliście realizację tego projektu...