Europa jest zbyt skupiona na sobie

Spadła aktywność UE w dyskusjach o zagadnieniach wykraczających poza jej granice – pisze przedstawiciel Banku Światowego na Polskę i kraje bałtyckie.

Publikacja: 22.05.2014 10:12

Red

W miarę jak zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego, coraz więcej mówi się w Unii o narastaniu nastrojów populistycznych i antyunijnych – od Francji po Węgry i od Holandii po Grecję. Nawet partie głównego nurtu coraz częściej kwestionują tzw. projekt europejski i próbują się wycofywać z przestrzegania wspólnych zasad.

Nie do mnie należy komentowanie tych debat. Jednak warto zauważyć występowanie równoległego trendu, który wydaje się wymykać obserwacjom i dyskusji. Mam na myśli to, że UE jest najwyraźniej coraz bardziej skupiona na sobie.

Kryzys w strefie euro, negocjowanie kolejnych planów ratunkowych, wysiłki mające na celu egzekwowanie kryteriów z Maastricht, wewnętrzne funkcjonowanie złożonej i bezprecedensowej grupy składającej się z 28 krajów członkowskich, a także tworzenie coraz ściślejszej unii w obszarach takich jak sektor finansowy, absorbują większość energii politycznej w UE. Jest oczywiste, że są to ważne tematy i niezbędne reformy, a obywatele UE mają się dzięki tym wysiłkom lepiej. Jednak wydaje się, że po drodze UE zatraciła aktywność w dyskusjach dotyczących zagadnień wykraczających poza jej granice – od wielostronnych platform współpracy po relacje z sąsiadami.

Jednocześnie, z wyjątkiem kilku państw członkowskich, przepływy handlowe i inwestycje są silnie nakierowane na obszar wewnątrz UE. Świadczy o tym choćby garść danych liczbowych. Od 2004 roku globalna wymiana handlowa wzrosła o ponad 120 proc., podczas gdy w przypadku państw członkowskich UE handel z krajami spoza Unii wzrósł w tym samym okresie o mniej niż 10 proc.  Handel z krajami z pozostałej części świata stanowi zaledwie ok. 25 proc. PKB UE, w porównaniu z 30 proc. w przypadku USA, 54 proc. w Chinach i 49 proc. w pozostałych państwach Azji Wschodniej.

Z Unią jak równy z równym

Musi to szczególnie martwić w dobie błyskawicznej globalizacji, kiedy znacząca część światowego wzrostu gospodarczego pochodzi spoza UE, a globalni konkurenci umacniają swoją pozycję. Gospodarki „wschodzące" właściwie już wzeszły, a z Unią Europejską – która nadal stanowi silny blok gospodarczy – rozmawiają coraz częściej jak równy z równym. Indyjscy producenci stali są właścicielami kombinatów metalurgicznych we Francji. Chińscy inwestorzy kupują włoskie obligacje skarbowe. Brazylijski przemysł spożywczy jest w czołówce pod względem prowadzenia badań. Średnia prędkość łączy internetowych w Korei jest dwa razy większa od prędkości, jaką mają w Europie tzw. szybkie łącza szerokopasmowe, nie wspominając już o tym, że dostęp do internetu szybszego niż 10 Mb ma niecałe 20 proc. obywateli UE i ponad 70 proc. Koreańczyków.

Kolega opowiedział mi ostatnio interesującą anegdotę: „Kiedy byłem w Chinach w 1991 roku, poproszono mnie o wygłoszenie wykładu na prestiżowym uniwersytecie w Szanghaju. Mój wykład był tłumaczony na język chiński, a słuchacze nie mieli żadnych pytań. Kiedy pojechałem do Chin w 2001 roku, znowu poproszono mnie o wykład. Tym razem nie było tłumaczenia: wszyscy studenci znali język angielski i zadawali pytania. W 2011 roku miałem tam kolejny wykład. Okazało się, że co trzeci słuchacz nie był Chińczykiem, a wśród studentów-obcokrajowców było wielu Europejczyków". To jest zapowiedź świata, który nadchodzi. Świata, w którym współpraca w ramach UE będzie dla poszczególnych państw jedynym sposobem na to, aby zachować jakiś wpływ na kształtowanie globalnych reguł gry.

Wyjrzyjmy za naszą granicę

Europa ma wielowiekową tradycję otwartości. Tradycję wypraw na drugi koniec świata i promowania wymiany (nawet jeśli nie zawsze przebiegała ona w pokojowy sposób). Tradycję otwierania swych granic na kolejne fale imigrantów wnoszących świeżą krew i świeże pomysły. Europa to coś więcej niż część tzw. starego świata: z uwagi na swoje położenie geograficzne i historię może stać się tyglem idei i mostem między kontynentami, przyczyniając się do powstania nowego ładu.

Niedawny kryzys zmusił obywateli UE i ich przywódców politycznych do zwrócenia uwagi na kwestie wewnętrzne. Było to konieczne.  Ale w obliczu ciągłych zmian na arenie światowej powinniśmy ponownie spojrzeć poza naszą wspólną granicę. Potrzebuje tego Unia Europejska, ale równie mocno potrzebują tego poszczególne państwa członkowskie UE, w tym Polska.

W miarę jak zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego, coraz więcej mówi się w Unii o narastaniu nastrojów populistycznych i antyunijnych – od Francji po Węgry i od Holandii po Grecję. Nawet partie głównego nurtu coraz częściej kwestionują tzw. projekt europejski i próbują się wycofywać z przestrzegania wspólnych zasad.

Nie do mnie należy komentowanie tych debat. Jednak warto zauważyć występowanie równoległego trendu, który wydaje się wymykać obserwacjom i dyskusji. Mam na myśli to, że UE jest najwyraźniej coraz bardziej skupiona na sobie.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację