Wczoraj Związek Banków Polskich przedstawił raport pt. „Analiza stanu rynku funduszy poręczeń kredytowych w Polsce. Ocena i perspektywy rozwoju". Jego autorzy piszą, że właściwie systemu funduszy poręczeniowych nie ma, mimo że działa ok. 50 funduszy lokalnych i regionalnych, w które zaangażowano już ponad 1 mld zł publicznych pieniędzy. Fundusze te działają jednak na różnych zasadach, co znacząco utrudnia działanie bankom, nie ma żadnego wiodącego funduszu, a administracja publiczna nie ma spójnej wizji systemu i do tego sprawą zajmują się aż trzy resorty (gospodarki, finansów, infrastruktury i rozwoju), szesnaście samorządów województw, a także Bank Gospodarstwa Krajowego i Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości. A wiadomo: gdzie kucharek sześć.... W efekcie środki publiczne konkurują ze sobą (choćby program gwarancji de minimis z inicjatywą JEREMIE, w której obok pożyczek udzielane są poręczenia).
Stwierdzenie, że systemu nie ma jest zapewne zbyt ostre, ale zachwycać się też nie ma czym. Jak podkreślają eksperci budowa systemu trwa już 20 lat, a jak spojrzymy na wyniki niektórych funduszy, a np. dziewiętnaście z nich przy łącznym kapitale na poziomie 363 mln zł, ma wartość mnożnika kapitałowego (wskaźnik wartości aktywnych poręczeń do posiadanych kapitałów) na poziomie i tu uwaga od 3 do 49 proc. to stwierdzenie, że zmiany są potrzebne jest oczywiste. Kwestię istnienia bądź nie systemu funduszy poręczeniowych podczas dyskusji poświęconej jego przyszłości celnie ujął Jacek Obłękowski, wiceprezes PKO BP, który stwierdził, że system owszem jest, tyle że brak w nim logiki.
Jednocześnie za wzór udzielania pomocy firmom stawiany jest program rządowych gwarancji de minimis dla MŚP, którego operatorem jest BGK. Idąc tym tropem pomysł rządu jest taki, żeby program de minimis zastąpić nowym, podobnym systemem tyle że opartym na pieniądzach unijnych z regionalnych programów operacyjnych na lata 2014-2020 przeznaczonych na finansowanie zwrotne. Do tego mają dojść re-gwarancje Skarbu Państwa, a system, który ma zapewnić jednolite standardy we współpracy z bankami chce spiąć BGK. Do realizacji tak zarysowanej idei jest jeszcze daleko, bo na to muszą zgodzić się wszyscy zainteresowani, w szczególności marszałkowie województw do czego namawiają ich ministerstwa: infrastruktury i rozwoju oraz finansów (wraz z BGK). Niezależnie jednak jaki ten nowy system nie będzie (wygląda na to, że coś nowego jednak powstanie) to powinien być prosty, tani, przyjazny przedsiębiorcom (zasługują na to), stabilny i pomyślany na lata. A jego operatorzy powinni być nagradzani za osiąganie wysokiego mnożnika, bo 3 proc. to zupełna pomyłka i taką instytucję należałoby od razu zlikwidować.