Przedwcześnie ogłoszony koniec świata?

Podpisanie przez kraje BRICS (Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA) porozumienia o powstaniu ich własnego odpowiednika Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego (pod nazwami, odpowiednio, Nowego Banku Rozwoju i funduszu rezerwowego) zostało potraktowane przez część mediów jako przełomowe wydarzenie w historii gospodarczej świata.

Publikacja: 18.07.2014 11:04

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Foto: Fotorzepa, RP Radek Pasterski

Podpisanie przez kraje BRICS (Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA) porozumienia o powstaniu ich własnego odpowiednika Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego (pod nazwami, odpowiednio, Nowego Banku Rozwoju i funduszu rezerwowego) zostało potraktowane przez część mediów jako przełomowe wydarzenie w historii gospodarczej świata.

Pięć wielkich gospodarek, wytwarzających dziś łącznie 21 proc. globalnej produkcji (przy pomiarze według bieżących kursów walutowych), rzuciło otwarte wyzwanie Zachodowi. Wasze fabryki już są u nas, powiedzieli Chińczycy, wasze call centers już są u nas, powiedzieli Hindusi, wasz popyt na energię i surowce już praktycznie jest u nas, powiedzieli Rosjanie. I tylko nie podoba nam się, że to ciągle wy dyktujecie warunki na światowych rynkach finansowych. I właśnie postanowiliśmy z tym skończyć!

BŚ i MFW to rzeczywiście kluczowe instytucje świata zachodniego, symbole jego ponadpółwiecznego finansowego panowania nad resztą globu. Powstały zaraz po II wojnie światowej w celu promowania – oczywiście według zachodnich wizji – wolnego handlu, stabilności walut, a z czasem też zachęcania do swobodnego przepływu prywatnych kapitałów. Mówiąc najkrócej, BŚ finansował projekty inwestycyjne w krajach rozwijających się, których nie było stać na ich sfinansowanie, a nie były w stanie zachęcić do takich inwestycji prywatnego kapitału. MFW udzielał natomiast krótkookresowych pożyczek krajom, które wpadły w kłopoty i których walutom groziło załamanie. Ale tylko pod warunkiem, że owe kraje przeprowadzą takie reformy gospodarcze, które według zachodniej ekonomii spowodują uzdrowienie ich finansów i ponowne wzmocnienie walut (zazwyczaj oznaczało to przede wszystkim oszczędności, zwane potocznie dyktatem MFW).

Dziś kraje w potrzebie nie będą już musiały zwracać się do Waszyngtonu i przyjmować owego „dyktatu". Wystarczy udać się do Szanghaju, który też będzie mógł uratować je przed bankructwem albo sfinansować wielkie projekty infrastrukturalne. Czy to znaczy, że czas Zachodu w finansach przeminął?

Niekoniecznie. Po pierwsze, same instytucje są dziś nieco anachroniczne. BŚ i MFW powstały w czasie, gdy przepływy kapitału prywatnego między krajami były tak niewielkie, że gospodarka w potrzebie nie miała innego wyjścia, niż szukać go w Waszyngtonie. Ale dziś świat jest już inny, a prywatnego kapitału na nim nie brakuje.

Po drugie, wbrew dość powszechnym na świecie ocenom MFW nie był „narzędziem w ręku Waszyngtonu", ale rzeczywiście profesjonalną instytucją, która starała się pomagać potrzebującym krajom (choć być może nieco zbyt doktrynerską w swoich receptach). Po trzecie, nie bardzo wiadomo, jakie warunki krajom w potrzebie będzie stawiać bank w Szanghaju – jeśli nie twarde warunki ekonomiczne, to jakie? Po czwarte wreszcie, między samymi krajami BRICS istnieją ogromne sprzeczności interesów, całą zaś grupę niewiele łączy poza ambicjami awansu. A instytucja służąca wielu panom o różnych interesach rzadko kiedy jest skuteczna.

Nie ma co wpadać w panikę – w świecie finansów nadal królują Stany Zjednoczone i nowe szanghajskie instytucje prędko tego nie zmienią. Parafrazując Marka Twaina: „informacje o śmierci Zachodu są przesadzone".

Podpisanie przez kraje BRICS (Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA) porozumienia o powstaniu ich własnego odpowiednika Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego (pod nazwami, odpowiednio, Nowego Banku Rozwoju i funduszu rezerwowego) zostało potraktowane przez część mediów jako przełomowe wydarzenie w historii gospodarczej świata.

Pięć wielkich gospodarek, wytwarzających dziś łącznie 21 proc. globalnej produkcji (przy pomiarze według bieżących kursów walutowych), rzuciło otwarte wyzwanie Zachodowi. Wasze fabryki już są u nas, powiedzieli Chińczycy, wasze call centers już są u nas, powiedzieli Hindusi, wasz popyt na energię i surowce już praktycznie jest u nas, powiedzieli Rosjanie. I tylko nie podoba nam się, że to ciągle wy dyktujecie warunki na światowych rynkach finansowych. I właśnie postanowiliśmy z tym skończyć!

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację