Podpisanie przez kraje BRICS (Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA) porozumienia o powstaniu ich własnego odpowiednika Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego (pod nazwami, odpowiednio, Nowego Banku Rozwoju i funduszu rezerwowego) zostało potraktowane przez część mediów jako przełomowe wydarzenie w historii gospodarczej świata.
Pięć wielkich gospodarek, wytwarzających dziś łącznie 21 proc. globalnej produkcji (przy pomiarze według bieżących kursów walutowych), rzuciło otwarte wyzwanie Zachodowi. Wasze fabryki już są u nas, powiedzieli Chińczycy, wasze call centers już są u nas, powiedzieli Hindusi, wasz popyt na energię i surowce już praktycznie jest u nas, powiedzieli Rosjanie. I tylko nie podoba nam się, że to ciągle wy dyktujecie warunki na światowych rynkach finansowych. I właśnie postanowiliśmy z tym skończyć!
BŚ i MFW to rzeczywiście kluczowe instytucje świata zachodniego, symbole jego ponadpółwiecznego finansowego panowania nad resztą globu. Powstały zaraz po II wojnie światowej w celu promowania – oczywiście według zachodnich wizji – wolnego handlu, stabilności walut, a z czasem też zachęcania do swobodnego przepływu prywatnych kapitałów. Mówiąc najkrócej, BŚ finansował projekty inwestycyjne w krajach rozwijających się, których nie było stać na ich sfinansowanie, a nie były w stanie zachęcić do takich inwestycji prywatnego kapitału. MFW udzielał natomiast krótkookresowych pożyczek krajom, które wpadły w kłopoty i których walutom groziło załamanie. Ale tylko pod warunkiem, że owe kraje przeprowadzą takie reformy gospodarcze, które według zachodniej ekonomii spowodują uzdrowienie ich finansów i ponowne wzmocnienie walut (zazwyczaj oznaczało to przede wszystkim oszczędności, zwane potocznie dyktatem MFW).
Dziś kraje w potrzebie nie będą już musiały zwracać się do Waszyngtonu i przyjmować owego „dyktatu". Wystarczy udać się do Szanghaju, który też będzie mógł uratować je przed bankructwem albo sfinansować wielkie projekty infrastrukturalne. Czy to znaczy, że czas Zachodu w finansach przeminął?
Niekoniecznie. Po pierwsze, same instytucje są dziś nieco anachroniczne. BŚ i MFW powstały w czasie, gdy przepływy kapitału prywatnego między krajami były tak niewielkie, że gospodarka w potrzebie nie miała innego wyjścia, niż szukać go w Waszyngtonie. Ale dziś świat jest już inny, a prywatnego kapitału na nim nie brakuje.