Reklama

Do kina jak do zoo

To nie coraz więcej Polaków chodzi do kina, tylko ci, którzy chodzą, robią to częściej - uważa Wiesław Kot, krytyk filmowy

Publikacja: 28.07.2014 05:00

Do kina jak do zoo

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski Bartosz Jankowski

Rz: W polskich kinach coraz więcej ludzi. To zastanawiające, że frekwencja w kinach się zwiększa, choć przecież teraz niemal wszystkie filmy są dostępne w internecie.

Wiesław Kot: To nie coraz więcej Polaków chodzi do kina, tylko ci, którzy chodzą, robią to częściej. W wielu miejscowościach kiedyś funkcjonowały kina – czasem były to miejscowości niewielkie, po 20 tysięcy mieszkańców, a w nich były cztery kina. Potem te kina zlikwidowano albo przerobiono na kina studyjne, gdzie wyświetlane są filmy dla wyselekcjonowanej widowni. I tam chodzą tylko ci, którzy złapali bakcyla kinowego, w pozytywnym stopniu uzależnili się od kina.

Czyli Polacy nie stają się kinomaniakami?

Wizyta w kinie stała się częścią obrzędu weekendowego. Do kina chodzi się dla zabawy i przyjemności, zazwyczaj pod koniec tygodnia, często po zakupach, przy okazji wizyty w centrum handlowym. Chodzi się z rodziną albo w gronie rówieśników, żeby się zabawić. Do tego przyzwyczaili się też najwięksi dystrybutorzy filmowi, którzy przygotowują taki repertuar, by spodobał się widowni zakupowej.

To znaczy jaki?

Reklama
Reklama

Wytwórnie i dystrybutorzy filmowi szczególnie upodobali sobie filmy animowane, ze wszystkimi dostępnymi dziś rodzajami animacji. Powód jest prosty – kino dla dziecka automatycznie przyciąga jego rodzeństwo i rodziców. Frekwencja się więc podnosi. Poza tym dziecko przyzwyczaja się do chodzenia do kina i nakłania potem do tego swoich rodziców, tak jak kiedyś w wolne dni chodziło się do zoo czy na karuzelę.

Ale są też ludzie, którzy chcą oglądać wartościowy repertuar. Dlaczego chodzą oni do kina, choć wszystko mogą mieć na ekranach swoich komputerów?

Mamy możliwość słuchania na najlepszym sprzęcie symfonii Beethovena wykonanej przez orkiestrę światowej klasy z najlepszym dyrygentem. Ale idziemy do filharmonii, w której gra gorsza orkiestra. Sam koncert jest tylko częścią wieczoru. Przed nim spotyka się znajomych, wymienia uwagi i plotki. Tak samo jest z kinem. Chodzi o celebrację, której oddajemy się z przyjemnością. Nie zapewni nam jej oglądanie filmu z komputera trzymanego na kolanach.

—rozmawiała Agnieszka Kalinowska

Rz: W polskich kinach coraz więcej ludzi. To zastanawiające, że frekwencja w kinach się zwiększa, choć przecież teraz niemal wszystkie filmy są dostępne w internecie.

Wiesław Kot: To nie coraz więcej Polaków chodzi do kina, tylko ci, którzy chodzą, robią to częściej. W wielu miejscowościach kiedyś funkcjonowały kina – czasem były to miejscowości niewielkie, po 20 tysięcy mieszkańców, a w nich były cztery kina. Potem te kina zlikwidowano albo przerobiono na kina studyjne, gdzie wyświetlane są filmy dla wyselekcjonowanej widowni. I tam chodzą tylko ci, którzy złapali bakcyla kinowego, w pozytywnym stopniu uzależnili się od kina.

Reklama
Opinie Ekonomiczne
Hubert Kozieł: Kreatywna destrukcja w skali międzykontynentalnej
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Kto na starość poda zupę politykom PiS?
Opinie Ekonomiczne
Aktywistki klimatyczne: Przestańmy hamować, zacznijmy inwestować w silny polski przemysł
Opinie Ekonomiczne
Dyrektywa o cyberbezpieczeństwie: idziemy znacznie dalej na tle Europy
Opinie Ekonomiczne
Janusz Jankowiak: Pod wodą, czyli jak podejść do nierównowagi fiskalnej
Reklama
Reklama