Za duży, żeby upaść

Ponad półtora roku zajęło wierzycielom Polimeksu-Mostostalu zrozumienie, że aby mieć szansę na odzyskanie swoich pieniędzy, muszą się zdecydować na konwersję długu na akcje.

Publikacja: 04.08.2014 07:03

Tomasz Świderek

Tomasz Świderek

Foto: Fotorzepa

Na początku lipca ubiegłego roku pisałem na łamach „Rzeczpospolitej", że Polimex-Mostostal, uzyskując zgodę wierzycieli na odroczenie terminu wypełnienia warunków podpisanej ?w końcu 2012 roku umowy restrukturyzacji zadłużenia, dostał trzecie życie. Wyraziłem też przypuszczenie, że jeśli nadal nie będzie spełniał warunków umowy, to i tak wierzyciele będą dla niego łaskawi i dadzą mu kolejne życie.

Choć w spółkę zostały zainwestowane – via Agencja Rozwoju Przemysłu – publiczne pieniądze, to niedługo po opublikowaniu wspomnianego tekstu przestałem uważnie obserwować to, co dzieje się w Polimeksie. Odnotowywałem w pamięci ukazujące się z dużą regularnością komunikaty, że firma znów nie spełniła wymogów umowy z wierzycielami, a ci godzą się na kolejne przesunięcie terminu. Traktowałem to jako rytuał. Rytuał, który przewidziałem w tekście opublikowanym w „Rz". Na wyniki firmy czy nowe kontrakty spółki w zasadzie nie patrzyłem. Czekałem, aż wierzyciele zrozumieją, że muszą zostać akcjonariuszami.

Informację z marca 2014 roku, że spółka chce, by wierzyciele zamienili część długu na akcję, skwitowałem słowami „miejmy nadzieję, że się zgodzą". Ożywiłem się, gdy w końcu czerwca Polimex poinformował, że uzgodnił warunki restrukturyzacji finansowej (Term Sheet). W komunikacie pojawiła się data 3 lipca jako dzień podpisania aneksu „do umowy restrukturyzacyjnej z 21 grudnia 2012 roku, w którym znajdą odzwierciedlenie uzgodnione w Term Sheet warunki". 3 lipca minął i aneksu nie było. Czyli rytuał był kontynuowany. Aneks, przewidujący m.in. zamianę części długu na akcje, podpisano 30 lipca.

Teraz z jednej strony zastanawiam się, czy tym razem Polimeksowi uda się dotrzymać pojawiających się w aneksie terminów, a z drugiej, myślę sobie, jakie to ma znaczenie. Wszak główni wierzyciele, sygnatariusze umowy z grudnia 2012 roku, przez ponad półtora roku każdego dnia udowadniali, że spółka jest „za duża, żeby upaść" i są gotowi przesuwać terminy. Dlatego wątpię, by tym razem postępowali inaczej.

Patrząc na kurs akcji spółki w ostatnich miesiącach i dniach, dochodzę do wniosku, że nie tylko ja niezbyt fascynuję się informacjami z tej firmy. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś to się zmieni i będzie to zmiana na lepsze.

Na początku lipca ubiegłego roku pisałem na łamach „Rzeczpospolitej", że Polimex-Mostostal, uzyskując zgodę wierzycieli na odroczenie terminu wypełnienia warunków podpisanej ?w końcu 2012 roku umowy restrukturyzacji zadłużenia, dostał trzecie życie. Wyraziłem też przypuszczenie, że jeśli nadal nie będzie spełniał warunków umowy, to i tak wierzyciele będą dla niego łaskawi i dadzą mu kolejne życie.

Choć w spółkę zostały zainwestowane – via Agencja Rozwoju Przemysłu – publiczne pieniądze, to niedługo po opublikowaniu wspomnianego tekstu przestałem uważnie obserwować to, co dzieje się w Polimeksie. Odnotowywałem w pamięci ukazujące się z dużą regularnością komunikaty, że firma znów nie spełniła wymogów umowy z wierzycielami, a ci godzą się na kolejne przesunięcie terminu. Traktowałem to jako rytuał. Rytuał, który przewidziałem w tekście opublikowanym w „Rz". Na wyniki firmy czy nowe kontrakty spółki w zasadzie nie patrzyłem. Czekałem, aż wierzyciele zrozumieją, że muszą zostać akcjonariuszami.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację