Biznesowi szkodzi prawna mgła

Zasadniczą przyczyną słabszych nastrojów wśród prezesów spółek jest niepewność podatkowa i regulacyjna – twierdzi Dennis Nally, prezes PwC.

Publikacja: 19.09.2014 02:00

Zasadniczą przyczyną słabszych nastrojów wśród prezesów spółek jest niepewność podatkowa i regulacyj

Zasadniczą przyczyną słabszych nastrojów wśród prezesów spółek jest niepewność podatkowa i regulacyjna – twierdzi Dennis Nally, prezes PwC.

Foto: Bloomberg

Pańska firma jest mocno zaangażowana w Rosji: świadczy tam usługi dla 2 tys. spółek. Jakie panują wśród nich nastroje? Czy uskarżają się na efekty sankcji gospodarczych, jakie na Rosję nałożył Zachód? Czy zagraniczne firmy myślą o wycofaniu się?

Biznes od wielu lat musi się zmagać z zawirowaniami geopolitycznymi w wielu częściach świata. Nasi klienci zdają sobie sprawę, że pomimo takich zawirowań po prostu muszą być obecni na niektórych rynkach, aby nie stracić ważnych szans i możliwości. Dotyczy to też Rosji. W takiej sytuacji firmom pozostaje tylko dostosować się do nowych warunków, bo przecież takimi kryzysami nie mogą zarządzać.

Czy firmy obawiają się, że warunki trwale się zmieniły i Moskwa będzie się teraz koncentrowała na polityce imperialnej i nie będą jej interesowały takie drobnostki jak klimat inwestycyjny, tempo wzrostu gospodarczego itp.?

Wydaje mi się, że jest za wcześnie na takie oceny. Firmy zawsze analizują wszelkie możliwe scenariusze i starają się zachować zwinność, aby umieć na te scenariusze zareagować.

A jak konflikt między Rosją a Ukrainą wpływa na postrzeganie przez przedsiębiorstwa innych państw naszego regionu? Czy Europa Środkowo-Wschodnia uchodzi dziś za bardziej ryzykowny region, niż inne?

Na całym świecie geopolityczne ryzyko dla biznesu jest dziś większe, niż np. jeszcze rok temu. Sytuacja zmieniła się w Afryce i na Bliskim Wschodzie, a nawet referendum niepodległościowe w Szkocji spowodowało wzrost tego ryzyka. Niemal wszędzie, gdzie się spojrzy, widać jakieś zagrożenia tego typu. Z perspektywy firm globalnych Europa Środkowo-Wschodnia nie jest więc postrzegana jako region bardziej ryzykowny niż inne. Oczywiście, jak zawsze, ryzyko musi być odpowiednio kalkulowane i warto być na nie po prostu przygotowanym.

Jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę i wszystkimi tego konsekwencjami, rosyjska gospodarka hamowała, m.in. wskutek spadku wartości inwestycji. Ekonomiści wskazywali, że nawet rosyjskie spółki nie chcą tam inwestować a wszystkie swoje zyski transferują za granicę. Klimat inwestycyjny w Rosji jest aż tak zły?

Jeszcze pięć lat temu wszystkie kraje BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny) dość konsekwentnie zmierzały w kierunku zorientowanym na wzrost gospodarczy. Dziś ich ścieżki się rozbiegły. Chiny nadal rosną w tempie 7,5 proc., Indie w tempie około 5 proc., a wzrost gospodarczy w Rosji będzie oscylował wokół 0 proc., podobnie jak w Brazylii. Podejmując decyzje inwestycyjne, firmy oczywiście biorą te różnice pod uwagę i lokują kapitał tam, gdzie daje on szanse na najwyższe stopy zwrotu.

Tegoroczna edycja sondażu PwC wśród prezesów spółek z całego świata sugeruje, że są oni dość zagubieni. Z jednej strony dobrze oceniają perspektywy globalnej gospodarki, ale wcale nie są optymistami, jeśli chodzi o rozwój swoich spółek.

Wyniki sondażu bardzo nas zaskoczyły. Ukazały się one w styczniu br. W tamtym okresie koniunktura na świecie była wyraźnie lepsza, niż rok wcześniej, stąd dobre oceny perspektyw gospodarki. Ale rozwój spółek zależy nie tylko od koniunktury. Liczą się też inne czynniki. Większość ankietowanych prezesów, niezależnie od tego, skąd pochodzą, za największą przeszkodę dla rozwoju swoich spółek uważa zmiany regulacyjne. Tak jednoznaczna odpowiedź na pytanie, skąd biorą się nienajlepsze nastroje prezesów, padła po raz pierwszy. Ale mimo to, nastroje te są lepsze, niż były rok temu.

Czy porozumienie o wolnym handlu między USA i UE (TTIP), jeśli trwające od roku negocjacje zakończą się sukcesem, to właśnie krok ku większej przejrzystości i stabilności prawa, przynajmniej w niektórych obszarach ważnych dla biznesu?

W trakcie kryzysu finansowego i gospodarczego żywe były obawy, że poskutkuje on wzrostem protekcjonizmu i myślenia nacjonalistycznego. Wiele państw rzeczywiście zaczęło bardziej niż wcześniej chronić rodzime firmy, rynki pracy itd., co widać m.in. w przedłużających się negocjacjach w sprawie transpacyficznego porozumienia handlowego (TPP). Ale dobrze, że pomysły takie jak TPP i TTIP w ogóle są omawiane. Redukcja ceł, ujednolicenie procedur celnych i dopuszczenie konkurencji do wielu chronionych dziś branż istotnie ułatwiłyby firmom prowadzenie działalności. I wbrew powszechnym opiniom, nie mówimy tylko o międzynarodowych gigantach. Takie firmy mają całe sztaby ekspertów i stać je na walkę z biurokracją. Inaczej jest w przypadku małych i średnich firm, które próbują się rozwijać za granicą. To dla nich takie porozumienia, jak TPP i TTIP, będą szczególnie korzystne.

Jeśli małe i średnie firmy wygrają na umowach o wolnym handlu, to kto będzie przegranym?

Nie musi być przegranych. Handel to nie jest gra o sumie zerowej. Zmniejszenie barier w wymianie handlowej może wspomóc ożywienie gospodarcze na świecie i w ten sposób być korzystne dla wszystkich. Co najwyżej jedni, jak małe i średnie firmy, skorzystają bardziej, niż inni.

Spośród wszystkich ankietowanych przez PwC prezesów, 39 proc. jest przekonanych, że w ciągu roku przychody ich spółek wzrosną. Tymczasem wśród prezesów z Europy Środkowo-Wschodniej ten odsetek jest wyraźnie niższy, w Polsce wynosi np. tylko 30 proc. Z czego to wynika?

To jest wzorzec, który się regularnie powtarza. Być może jest to efekt jakichś różnic w mentalności prezesów z różnych regionów. Może po prostu szefowie spółek z Europy Środkowo-Wschodniej mają skłonność do pesymizmu. Jest to dość zaskakujące, szczególnie w Polsce, której gospodarka w ostatnich latach konsekwentnie rosła, pomimo globalnego kryzysu. To było nie lada osiągnięcie.

Pesymizm polskich prezesów mogłoby uzasadniać to, że konkurencyjność polskiej gospodarki – przynajmniej według rankingów Światowego Forum Ekonomicznego - w ostatnich latach maleje...

Prezesi z Europy Środkowo-Wschodniej skarżą się na zawiłość prawa, na niejasne regulacje, na rozmaite urzędowe bariery, ale tak jest na całym świecie. Co nie zmienia faktu, że zwiększenie przejrzystości prawa i jego uproszczenie jest czymś, nad czym polskie władze powinny popracować, aby zachęcić spółki do inwestowania w Polsce.

Wiele gospodarek zmaga się dziś z problemem niskiej stopy inwestycji. Czy to właśnie efekt relatywnie słabych nastrojów prezesów spółek?

Tak. To, że pomimo dobrych wyników spółki są ostrożne, akumulują nadwyżki finansowe, zamiast je inwestować, odzwierciedla właśnie poziom niepewności wśród menedżerów co do regulacji, podatków i zjawisk geopolitycznych. Biznes nie lubi niepewności. Jej ograniczenie to najlepsza polityka stymulacyjna, jaką dysponują dziś rządy. Nawet bezprecedensowo niskie koszty kredytu nie będą w stanie skłonić spółek do inwestowania, jeśli ich problemem nie jest brak płynności i dostępu do atrakcyjnych źródeł finansowania, tylko brak pewności, jak będą się kształtowały podatki w najbliższych kilku latach.

Część obserwatorów sądzi, że powodem spadku stopy inwestycji w wielu krajach Zachodu jest zachowanie inwestorów giełdowych: stwarzają oni jakoby presję na spółki publiczne, aby dbały o krótkoterminowe wyniki, nawet kosztem długoterminowych. Co pan sądzi o tej teorii?

Nie przekonuje mnie ona. Nie mam bowiem wrażenia, że zachowanie inwestorów jakoś się w ostatnich latach zmieniło, że przyjęli oni bardziej krótkoterminową perspektywę. Jeśli już, to rozwój branży private equity sprawił, że przybyło inwestorów o długim horyzoncie inwestycyjnym. Przybyło również akcjonariuszy, którzy myślą o spółkach w szerszym niż dawniej kontekście. Zastanawiają się, na ile angażują się one w rozwiązywanie kluczowych problemów współczesnego świata, czy postępują odpowiedzialnie itd.

Teoria ta jednak najwyraźniej przekonała Brukselę. Postanowiła ona, że z początkiem 2015 r. zniesiony zostanie obowiązek kwartalnego raportowania wyników przez giełdowe spółki. Uznała bowiem, że tak częste sprawozdania finansowe są pożywką dla spekulantów.

Czas pokaże, jakie efekty będzie miała ta dyrektywa. Myślę, że będzie je widać za rok, dwa. Być może dla części spółek to, że nie będą musiały przejmować się kwartalnymi wynikami, faktycznie pozwoli się skupić na długoterminowych działaniach. Ale od inwestorów słyszę, że nawet przed tą dyrektywą mieli za mały dostęp do aktualnych informacji ze spółek. I nawet nie chodzi tu o informacje, które umożliwiają krótkoterminowe spekulacje na rynku akcji, ale o historyczne dane pomieszczone w raportach, które pozwalają dobrze ocenić profil ryzyka danej spółki.

Skoro jesteśmy przy regulacjach, w kwietniu br. Parlament Europejski zatwierdził nowe przepisy dotyczące audytu spółek. Zakładają one m.in., że firmy muszą raz na dziesięć lat zmienić audytora. Tym ostatnim ograniczają zaś możliwości świadczenia innych usług, np. doradczych, tym samym spółkom, których księgi badają. Co pan sądzi o tych zmianach?

Wielokrotnie powtarzaliśmy, że nowe przepisy częściowo nas niepokoją. Dotyczy to m.in. obowiązkowej rotacji audytorów. Według nas, może obniżyć to jakość informacji, którymi spółki dzielą się z inwestorami. Nie bez powodu takie kraje, jak Korea Płd. i Brazylia, które w przeszłości też miały takie prawo, wycofały się z niego. Poza wszystkim, przymusowe zmiany audytora będą utrudnieniem nie tyle dla nas, co dla spółek.

Bruksela ewidentnie uważa, że w branży audytorskiej jest zbyt mała konkurencja. Zmiany mają tę konkurencję pobudzić. Tak się stanie?

Nie sądzę. To, że liczba dużych firm audytorskich skurczyła się do czterech, nie jest przypadkiem. Nikt nie blokuje dostępu do tego rynku nowym przedsiębiorstwom. Ale zwykle nie są oni w stanie sprostać oczekiwaniom wobec tej branży. Wymaga ona m.in. ogromnej skali działalności, bo w przeciwnym wypadku nie da się świadczyć usług audytorskich firmom międzynarodowym. Obowiązkowa rotacja rewidentów tego nie zmieni. Firmy będą po prostu przeskakiwały pomiędzy audytorami z „wielkiej czwórki".

Niedawny upadek portugalskiego banku Espirito Santo znów naraził firmy audytorskie na krytykę, że nie dostrzegły kłopotów tej instytucji z wyprzedzeniem...

O setkach tysięcy przypadków, gdy audytorzy poprawnie wykonali swoją pracę i rzetelnie sprawdzili księgi, po prostu się nie mówi. A wiele tzw. skandali księgowych to nic innego, jak efekt pewnego nieporozumienia. Chodzi o to, że istnieje rozbieżność między tym, czego od audytorów wymaga prawo, a tym, jakie jest wyobrażenie opinii publicznej o roli audytorów. Ta rozbieżność szkodzi reputacji naszej branży. Dlatego musimy tłumaczyć, jaka jest nasza rola, czego wymaga od nas prawo, a czego nie wymaga.

Opinie Ekonomiczne
Maciej Stańczuk: Dlaczego kibicuję prezydentowi Argentyny
Opinie Ekonomiczne
Janusz Jankowiak o polityce ekipy Trumpa: Chór populistów przebranych za lekarzy
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Amerykanie zastąpią Chińczyków w Gdyni?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Dlaczego niemieckie „czarne zero” ma znaczenie dla Polski
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Kredyt za drogi? Szymon Hołownia znalazł chłopca do bicia
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”